Słysząc o upiornej walce konserwatystów z progresistami uśmiecham się pod nosem...
W każdej instytucji zmiany wywołują emocje. Tym bardziej w Kościele, gdzie każdy ruch personalny jest analizowany i komentowany. Nie dziwi zatem, że podobnie jest z rezygnacjami i nominacjami w dykasteriach watykańskich. Zwłaszcza, gdy duża część opinii publicznej jest nimi zaskoczona.
Niewątpliwie większość obserwatorów tego, co dzieje się za Spiżową Bramą, ze zdziwieniem przyjęła poniedziałkową rezygnację rzecznika prasowego Watykanu i jego zastępczyni. Być może z tego także powodu, że poprzednicy na tym urzędzie pełnili go przez wiele lat. Tymczasem mamy do czynienia z rezygnacją po dwóch i pół roku. Stąd pytanie dlaczego odeszli wydaje się być oczywistym.
Mniej oczywiste wydają się być próby odpowiedzi. Wielu przyzwyczajonych do klasycznej już dwubiegunowości zastanawia się czy byli po stronie progresistów czy konserwatystów, próbując wiązać rezygnację z mityczną niemalże walką frakcji, zawiązanych przez kardynałów i pomniejszych urzędników. Ta najprostsza, granicząca ze spiskową teoria, nie uwzględnia tego, co nazywamy dynamiką zmian. Spróbujmy się jej przyjrzeć.
Tworząc Dykasterię do Spraw Komunikacji Franciszek podkreślał, że nie chodzi o pobielenie tego, co jest, o fasadowość zmian, ale o gruntowną reformę, odnowę, mającą dostosować sposób i formy działania mediów watykańskich do współczesnych realiów. Dlatego podjęto szereg działań na poziomie infrastruktury, wykorzystując doń najnowsze techniki cyfrowe, ale też na poziomie ludzkim. O ile z pierwszym nie ma problemów (jak mawia jeden z redakcyjnych informatyków: komputer zrobi wszystko, co mu każę, z ludźmi gorzej), zgrzyty zaczynają się w momencie, gdy istniejący zespół ma dostosować się do nowych warunków i przychodzą nowi ludzie.
Jakie to rodzi problemy wie każdy, kto jakikolwiek zespół tworzył. Różne osobowości, wizje, predyspozycje, po kimś spodziewano się wielkich efektów i nie wyszło, inny nie widzi siebie w powierzonej roli… Przyczyn dla których odchodzą i przychodzą jest wiele. Rzadko zdarza się skompletować ekipę, prowadzącą dzieło od początku do końca. Co zresztą nie zawsze jest dobre dla samego dzieła. Pojawia się zmęczenie, wypalenie i cały szereg innych czynników, wymuszających zmianę. Jedni widzą to i odchodzą sami, innym trzeba pomóc. Obserwującemu z boku wydawać się może, że tam są wielkie zgrzyty, konflikty, walka frakcji, tymczasem to najzwyklejszy w świecie proces docierania się (trochę jak w małżeństwie), weryfikacji umiejętności, wypracowywania najbardziej optymalnego modelu pracy.
Stąd słysząc o upiornej walce konserwatystów z progresistami uśmiecham się pod nosem, wyczuwając w rozmówcy kogoś, kto nigdy nie tworzył dobrze funkcjonującego teamu i myślę sobie: spróbuj coś zbudować, stworzyć, a zobaczysz, ilu ludzi przyjdzie i odejdzie, zanim to, co chcesz stworzyć nabierze kształtów i zacznie przynosić owoce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.