Nadzieje na to, że gaz łupkowy wywoła w Europie boom, są przedwczesne. Jednak już teraz rosnąca w USA produkcja tego gazu ma pozytywny wpływ na europejski rynek energii - uważa ekonomistka z ośrodka badawczego CER (Centre for European Reform) Katinka Barysch.
W latach 2004-08 produkcja gazu łupkowego w USA potroiła się. Obecnie Amerykanie wyprzedzili Rosję i stali się największymi producentami gazu w świecie. Terminale przystosowane do odbioru gazu skroplonego (LNG) stoją w USA bezużyteczne - podkreślono w piątkowym komentarzu.
Barysch ma wątpliwości, czy ten sukces jest do powtórzenia w UE. Wskazuje, iż europejskie wyceny rezerw oparte są na badaniach geologicznych przeprowadzanych w zupełnie innych celach, niż ustalenie pojemności złóż gazu znajdujących się między formacjami skalnymi.
Na Węgrzech wywiercono dwie studnie, ale zaprzestano prac, uznając, że eksploatacja jest nierentowna. W Szwecji uznano, iż ryzyko dla środowiska jest zbyt duże, bez względu na to, czy gaz jest, czy nie, zaś w Polsce, uchodzącej za kraj rokujący najwyższy potencjał eksploatacyjny, nie wywiercono jak dotąd ani jednej studni. Okres między wierceniem pierwszej studni a eksploatacją gazu w celach komercyjnych to ok. 10 lat.
Inne różnice między USA a UE wiążą się z odmienną regulacją prawną eksploatacji złóż naturalnych (ustawodawstwo USA w zasadzie daje koncernom górniczym i energetycznym wolną rękę), przepisami ochrony środowiska i względami praktycznymi (eksploatacja gazu łupkowego wymaga prac na dużym terenie, a w UE mało jest pustych przestrzeni).
Technologia produkcji gazu łupkowego - jak zauważa Barysch - wymaga dużej ilości wody i co najważniejsze, wykorzystuje związki chemiczne, które przenikają do gleby na głębokość kilku tysięcy metrów. Przyznała, że w przyszłości może stworzyć problemy dla środowiska. Wiercenia powodują też drgania ziemi w okolicy.
Eksploatacja gazu łupkowego na dużym obszarze wymaga budowy kosztownego zaplecza: licznych szybów w bliskiej odległości od siebie, dróg, zbiorników i rurociągów. Przepisy o planowaniu przestrzennym w UE są o wiele bardziej rygorystyczne niż w USA, ponieważ zagęszczenie ludności na 1 km kw. jest o wiele wyższe.
Nie ma też pewności, czy eksploatacja gazu łupkowego będzie w UE społecznie akceptowana, jeśli wzbogacą się na niej tylko duże firmy. W odróżnieniu od rozwiązań w USA, do właściciela gruntu w UE nie należą zasoby mineralne, które się w nim znajdują. Stąd biedny farmer z UE, którego grunt jest na złożach gazu łupkowego, nie stanie się gazowym milionerem.
Jej zdaniem, osobną sprawą jest komercyjna opłacalność eksploatacji. Boom w USA nastąpił w czasie, gdy gaz był drogi, a jego cena rosła w reakcji na rosnący popyt. Z kolei na europejskim rynku gazu jest w bród. Spadły ceny na rynku spot, a perspektywa średnioterminowa jest wysoce niepewna. Dlatego nie ma pewności, czy gaz łupkowy będzie konkurencyjny cenowo wobec gazu dostarczanego gazociągiem i LNG.
Barysch tłumaczy zarazem, iż amerykański boom na gaz łupkowy już teraz zmienia światowy rynek w kierunku korzystnym dla UE, co znajduje wyraz w załamaniu się cen na LNG. To z kolei zmusza koncerny Statoil i Gazprom, dostarczające gaz rurociągami, do renegocjowania kontraktów z największymi europejskimi odbiorcami.
"Import LNG oznacza rosnącą konkurencję na rynku zdominowanym dotychczas przez 30-letnie kontrakty na z góry określony wolumen dostaw po cenach ustalanych w odniesieniu do cen ropy. Ten system zaczyna się kruszyć. Gazprom i inni dostawcy muszą się bardziej postarać o to, by dostarczać tanio i by można było na nich polegać. Muszą to zrobić już teraz, zanim w UE wyprodukuje się pierwszą, pojedynczą cząsteczkę niekonwencjonalnego gazu" - zaznaczyła.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.