publikacja 06.07.2010 11:03
Ekipa Zambia gotowa do boju. Lider zaopiekował się rowerami tak dobrze ze w Brennabory wstąpiło nowe życie. W sobotę koło południa po pożegnaniu dzielnej ekipy Kongo Safiri w Chingola wyruszyliśmy w drogę. Pierwsze wrażenie – Afryka jest po prostu CUDOWNA!
Drużyna zambijska przygotowuje się do drogi AfrykaNowaka.pl
Chingola-Chimfushi-Kansoka-Kitwe-Ndola
Od Chingoli, gdzie przejęliśmy etap do Ndoli, pierwszego miejsca z naszej trasy wspomnianego w listach Kazika minęły cztery dni rowerowe, czyli ponad 280 kilometrów i trzy gumy. Wszyscy w znakomitej formie!
Szlak, który przemierzamy ciągnie się przez środkowo-północną Zambię wzdłuż granicy z Kongo. Jest to zambijskie zagłębie miedzi, najbardziej uprzemysłowiony region kraju, z dala od uczęszczanych tras turystycznych, dla nas stał się wspaniałym wstępem do poznania Afryki Kazika.
Z Sheilą, założycielką rezerwatu szympansów aferykanowaka.pl
Wczesnym rankiem udaliśmy się do oddalonego o sześć kilometrów punktu centralnego graniczącego z kilkoma działkami. Każda o powierzchni ponad 200 hektarów, ogrodzona siatką, stanowi dom dla grupy szympansów – od kilku do kilkudziesięciu osobników. Małpy są raz dziennie dokarmiane, ponieważ (szczególnie w porze suchej) brakuje im naturalnego pożywienia
Billy afrykanowaka.pl
Ekipa Sztafety otrzymała specjalne zaproszenie na wizytę w oddalonym o kolejnych parę kilometrów domu gospodyni. Sheila, mimo podeszłego wieku, jest w znakomitej formie i pełna energii. Chętnie przyjmuje gości, sama organizuje pracę ośrodka. Maskotką jej domu jest… oswojona hipopotamica Billy, odnaleziona jako bezbronne maleństwo, którego matkę zabito. Kręci się po podwórku, podjada ulubione frykasy, wyleguje się, żeby wieczorem skierować się do rzeki na spotkanie z narzeczonymi (bywa, że znika na parę dni, ale zawsze wraca). Szczególnie przypadła do gustu Rafałowi, prawie dając mu buziaka, mimo że obcy powinni zachowywać bezpieczny dystans. Po tak emocjonującym początku dnia ruszyliśmy dalej.
Chcąc uniknąć zatłoczonej i wąskiej szosy pełnej ciężarówek, wybraliśmy drogę, która zaznaczona była tylko na jednej z trzech dostępnych nam map. Decyzja lekko ryzykowna… i rzeczywiście nie było łatwo. Do 17.30 przejechaliśmy 68 kilometrów po szutrowo-piaskowych drogach i w na chwilę przed zmierzchem dotarliśmy do wioski Kansoka. Lokalny boss zakwaterował nas w niewykończonym budynku kliniki. Woda ze studni, krzątanina w świetle czołówki, herbata z ogniska, wszechobecna cisza i rozgwieżdżone niebo… poczuliśmy nastrój afrykańskiego szlaku Nowaka.
Droga do Kitwe również w większości szutrowa, częściowo tylko utwardzona, toteż przebycie kolejnych 81 kilometrów zajęło nam znów cały niemal dzień. Ekipa przyzwyczaiła się już do lokalnej diety: jajka, kurczak z nsima (rozgotowana kasza kukurydziana), racuchy i niezawodnie – coca-cola. Koszulki nabrały rdzawego koloru, twarze ogorzałe, panowie zapuszczają brody.
Z Kitwe do Ndoli ruszyliśmy najlepszą zambijską drogą, dwupasmową autostradą z szerokim poboczem. Bezpiecznie. I pewnie byłoby szybko, gdyby nie trzy gumy złapane po drodze, w tym dwie moje i jedna Rafała. Panowie sprawnie zmieniają dętki, pompują, łatają… w nagrodę będą AfryKAZIKI, obiecuję… za parę dni oczywiście…
Tymczasem posuwamy się dalej. W poszukiwaniu śladów Kazika….