Vioolsdrif – 26.10.2010 r.- Wczesnym rankiem opuściliśmy zaprzyjaźniony Komisariat Policji, przed nami ostatnie 70 kilometrów.
To niesamowite, ale wydaje mi się, że dopiero wczoraj pakowałam się do Afryki, biegałam po sklepach, kupując zupki, dżemy, puszki, chusteczki z nawilżaczem, ważyłam bagaż na wadze łazienkowej, aby nie przekroczyć wymaganego limitu. Ten czas pędzi jak szalony, trzeba się nieźle natrudzić, żeby nie zostać w tyle. Kolejna ekipa depcze nam po piętach, czytam coraz to bardziej szczegółowe maile:
A ile macie dobrych dętek?
Ile zestawów łatek?
Co z piastą?
Co z sakwami, dadzą radę, czy trzeba wymieniać?
Czy wspornik kierownicy wytrzyma?
Czy noce są zimne?
Co z pedałami - są uniwersalne czy spd?
Pytania mnożą się i mnożą. W domu czekają na nas stęsknione rodziny, w pracy dzieciaki i koledzy, ale jednak coś tam w serduchu daje znać, że trudno się nam będzie rozstać z tą Afryką, z ludźmi, z zabójczymi temperaturami, wiatrem w twarz, podjazdami i zjazdami, pięknym, bezinteresownym uśmiechem tutejszych mieszkańców.
Droga do Vioolsdrif
Droga do Vioolsdrif jest wymarzona, prawie cały czas płaska albo lekko w dół, tylko ta temperatura… Jest coraz cieplej, na podręcznym termometrze najpierw 40, potem 50, w końcu 55 stopni. Martwimy się o następną ekipę, my już się przyzwyczailiśmy do tych temperatur, ale oni przyjadą nieprzygotowani do prawdziwego “piekła”. Po drodze widzimy tylko piach, przesuszoną roślinność , w oddali piętrzące się wzniesienia. Z prawdziwym niepokojem patrzymy na nie, co będzie jeśli będziemy musieli przez nie jechać? Oczywiście, że musimy, ale chociaż w to trudno uwierzyć, od dobrych 15 kilometrów jedziemy cały czas w dół. Dzięki Boże!!!
Vioolsdrif znajduje się na południowym brzegu rzeki Oragne, który stanowi granicę Namibii.
Dawno, dawno temu mieszkał tu człowiek plemienia Nama o imieniu Jan Viool. Przeprowadzał on podróżnych przez rzekę, przez jej najpłytszą część zwaną “drif”. Na jego cześć miejscowość ta przyjęła nazwę Vioolsdrif. Dopiero w 1956 roku został zbudowany most łączący Vioolsdrif z Namibią. Od tego czasu nasza ukochana trasa N7 z Cape Town do Windhoek stała się najważniejszą arterią komunikacyjną między Rpa a Namibią. Miasteczko powitało nas tumanami kurzu, gorącym powietrzem, ogromną ilością ciężarówek jadących z lub do Namibii i gromadą dzieciaków grających w piłkę. Już wiemy, gdzie zostanie nasza ostatnia futbolówka. W miejscowym sklepie zaopatrujemy się w rybkę z pomidorami, zupki chińskie, chleb, fasolkę i coś słodkiego.
Afryko, gdzie są twoje przepyszne owoce, pomarańcze, banany, mango, awokado, na pewno nie tu… .
Nie możemy narzekać na brak popularności!
Budzimy żywe zainteresowanie wśród osób zgrupowanych wokół sklepu. Pewnie zastanawiają się co robi tutaj białe kobiety i to na rowerach? Dzieciaki przyglądają się nam nieśmiało. Gdy wyciągam piłkę słyszę z każdej strony ach i och. Cukierki, pisaki i reszta ołówków robią swoje. Nie możemy teraz narzekać na brak popularności!
Dzieciaki oglądają rowery, nasze sakwy, furorę robi nasza mp4, każda rzecz je cieszy. Spędzamy z nimi ponad dwie godziny, śmiejąc się, śpiewając , odpowiadając na tysiące pytań.
Aquacade Camp
W końcu kierujemy się na nasz camping, miał być bardzo blisko. Kolejny raz przekonujemy się, że stwierdzenie blisko to pojęcie tutaj bardzo względne. Jedziemy już dobre 15 kilometrów szutrową drogą w takim kurzu i dymie, że trudno sobie to wyobrazić. Gdy dojechaliśmy do Aquacade Camp moim oczom ukazał się prawie Eden. Boksy campingowe wkomponowane w przepiękną soczystą zieleń, basen z palmami, stoły, krzesła ustawione tak, aby można podziwiać Orange River . Wydaje mi się, że mam omamy wzrokowe, że w końcu afrykańskie słońce mnie dopadło i zrobiło swoje, pomieszało mi w głowie. Chłopaki wołają mnie:
- Daga co z Tobą, jedziesz czy zostajesz?
- Jadę, jadę.
Siostra ekonomka przystępuje do działania, musi zbić cenę dosyć mocno – 60 randów od osoby i 50 od namiotu za jedną noc. Płacimy 100 randów za noc za wszystkich i wszystko...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.