Pracownicy sektora publicznego Portugalii rozpoczęli w środę rano strajk generalny przeciwko programowi oszczędnościowemu rządu. Strajk może spowodować najpoważniejsze od ponad 20 lat zakłócenia w życiu kraju i pogłębić obawy o możliwość wyjścia z kryzysu.
Z powodu 24-godzinnego strajku ma nie działać większość służb publicznych, w tym transport.
Głęboki sprzeciw wobec programu oszczędnościowego rządu połączył po raz pierwszy od roku 1988 dwie największe centrale związkowe reprezentujące ok. 1,5 mln pracowników.
Inne państwa strefy euro naciskają na Portugalię, by zredukowała wysoki deficyt budżetowy, który podkopuje gospodarkę i wywołuje obawy rynków o to, że kraj ten będzie potrzebować pomocy finansowej, jak Grecja czy Irlandia.
Rząd portugalski ma zamiar wprowadzić w przyszłym roku cięcia płac dla pracowników sfery budżetowej, a także podwyżki podatków. Premier Jose Socrates zapewniał w poniedziałek, że jego kraj nie potrzebuje "żadnej pomocy", by uporać się z trudnościami finansowymi, zaznaczając, że nie ma żadnej analogii między Portugalią a Irlandią.
Większość firm prywatnych ma w środę pracować jak zwykle, lecz instytucje państwowe, szkoły, sądy i służby komunalne działać normalnie raczej nie będą - pisze agencja Associated Press. Zaznacza, że wielkich marszów protestu nie zaplanowano, chociaż strajkujący mają się spotykać w miejscach pracy i na centralnych placach miast.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.