Jeżeli Kościół ma ewangelizować, jeżeli ma nie być strzelającym do przeciwnika zza okopów gettem, musi z Jezusem udać się do domu Mateusza.
Spośród wielu trudnych przypadków ten jeden zapadł w mojej pamięci. Rada pedagogiczna jednogłośnie (czyli również moim głosem) podjęła decyzję wydaleniu ucznia ze szkoły. Kilka dni później udałem się do jego rodziny z wizytą duszpasterską. Stał w drzwiach. Blady, wystraszony, wręcz zawstydzony. Nie… To nie była obawa przed rozmową na trudny temat. Przekonałem się o tym wchodząc do domu. To był wstyd. Bo czekający w pokoju rodzice byli w stanie bardziej niż wskazującym. Chłopak gdyby mógł, zapadłby się pod ziemię. Wychodząc położyłem rękę na ramieniu. Wiesz, ja już wszystko rozumiem. Następnego dnia zwołaliśmy radę i zmieniliśmy decyzję. Z nim spotkałem się po kilku latach. Wyłonił mnie z tłumu na ulicy wielkiego miasta. Nie żałuję tej zmienionej decyzji, dziękując Bogu, że zrozumiałem nie tylko ja.
Udzielony w ubiegłym tygodniu, na pokładzie lecącego do Berlina samolotu, wywiad, dla wielu był szokiem. Mało kto spodziewał się takiej odpowiedzi papieża. Warto przytoczyć całość. „Mogę zrozumieć, że w obliczu przestępstw, takich jak wykorzystywanie nieletnich, a popełnionych przez księży, jeśli ofiara jest czyimś bliskim, ten ktoś mówi: to nie jest mój Kościół, Kościół jest siłą uczłowieczania i moralizacji, a jeśli oni sami robią coś przeciwnego, to ja nie mogę być dłużej w Kościele.” Warto również zatrzymać się nad tą wypowiedzią w kontekście całości. Zrozumienie dla odchodzących jest niejako punktem wyjścia do tego, co było zasadniczym motywem tej pielgrzymki. „Dlatego z radością udaję się do moich Niemiec, szczęśliwy, że mogę nieść orędzie Chrystusa do mej ojczyzny.” Ewangelizację, bo tak należy rozumieć przesłanie Benedykta XVI, wyprzedziło zrozumienie.
Nie jest przypadkiem, że czytając przypomniałem sobie wydarzenie sprzed lat. Papież w jakiś sposób potwierdził słuszność dokonanego wyboru. A chyba każdy tego potrzebuje. Zwłaszcza w rzeczywistości tak skomplikowanej i niejednoznacznej, jak ta, w której jesteśmy zanurzeni. Gdy wielu przyznaje z rozbrajającą szczerością, że nie rozumie. Ale też wielu zaczyna rozumieć odchodzących.
Co to znaczy zrozumieć? Wierzący zawsze mieli do wyboru dwie drogi. „Żelazną rózgą będziesz nimi rządzić i jak naczynie garncarza ich pokruszysz” (PS 2,9). I wizja Sługi, zapisana przez Izajasza. „Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku. On z mocą ogłosi Prawo, nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego pouczenia wyczekują wyspy” (Iż 42,3-4). Ręka twarda i ręka pielęgniarza. Druzgocąca i ochraniająca. Naginająca karki i podnosząca upadłych. Zrozumienie zaczyna się od pochylenia nad trzciną nadłamaną.
Jeżeli Kościół ma ewangelizować, jeżeli ma nie być strzelającym do przeciwnika zza okopów gettem, musi z Jezusem udać się do domu Mateusza. I do domu Zacheusza. I śladem jawnogrzesznicy do domu Szymona. To jedyne miejsca, gdzie uczymy się zrozumienia. Będącego niczym innym jak przeciwstawieniem miłosierdzia arogancji faryzeusza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.