Dziś problemem nie jest brak wizji. Największą przeszkodą są przyzwyczajenia, nawyki, zwyczaje. Tak było…
Pandemia ma się nieźle i nie ma najmniejszego zamiaru pofolgować. Jej skutki, nie tylko w gospodarce, także w duszpasterstwie widać gołym okiem. Dlatego o tłumach na rekolekcjach i kolejkach do konfesjonałów możemy zapomnieć. I pogodzić się z tym, że wiele inicjatyw trzeba będzie zacząć od nowa. Co robić? Zwłaszcza w parafiach, mających do dyspozycji małą świątynię. W Skrzynkach, gdzie jestem proboszczem, do kościoła może wejść trzynaście osób. Na rekolekcje i spowiedź przychodziło, w zależności od roku, od trzystu do pięciuset nawet osób. Chcąc dać szansę wszystkim przez zwiększenie ilości Mszy świętych wychodzi, że trzeba je będzie odprawiać od siódmej do dwudziestej, co godzinę. Czyli trzynaście. Przy okazji pytanie co zrobić z właścicielami działek rekreacyjnych, którzy prawdopodobnie zjawią się przed Niedzielą Palmową i pewnie też będą chcieli skorzystać z sakramentu pojednania. Odesłać z kwitkiem?
Myślę, że nie są to wyłącznie moje dylematy. Ale też jestem przekonany, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Bo, jak twierdzi święty Paweł, „miłującym Boga wszystko pomaga ku dobremu”. Dwa przykłady.
Od lat narzekamy, że większość spowiedzi jest źle przygotowana, a penitenci, zdarza się, bezmyślnie powtarzają grzechy wyuczone na pamięć przed pierwszą Komunią świętą. Oczywiście możemy zastanawiać się na ile winę ponoszą oni, a na ile dotychczasowa praktyka duszpasterska. Preferowana przez Kościół praktyka celebracji sakramentu w pierwszej formie, czyli nabożeństwo pokutne z indywidualną spowiedzią, ciągle jest rzadkością. A bywa i tak, że rekolekcjonista mówi o spowiedzi, gdy wszyscy są już po. Czyli przysłowiowa musztarda po obiedzie. Jeśli dodać kilometrowe kolejki i przysypiających ze zmęczenia spowiedników, z tegoż samego powodu nie zwracających uwagi na przygotowanie penitenta, nie możemy dziwić się, że ze spowiedzią jest jak z naszym duszpasterstwem.
Wspomnieniem o przysypiającym ze zmęczenia spowiedniku zbulwersowałem kiedyś czytelników i pod tekstem posypały się pełne emocji komentarze. Cóż, świętemu Pawłowi też zdarzyło się mówić tak długo, że jeden ze słuchaczy przysnął i wypadł z okna, a księdzu Blachnickiemu zasnąć na własnym kazaniu. Spowiednik też człowiek. Łaska – jak twierdzi święty Tomasz z Akwinu – nie znosi natury. Jeden z moderatorów Ruchu Światło-Życie mówił, że współpracuje z naturą wyspaną i najedzoną. Co młodzi przekręcali twierdząc, że natura ma być naspana i wyjedzona. Dlatego siedzącemu w konfesjonale długie godziny spowiednikowi nie ma się co dziwić. Też człowiek. Co tak chętnie podkreślamy przy wielu innych okazjach.
Nie będzie zatem przesadą gdy powiemy, że pandemia jest dobrą okazją, by nad spowiedzią popracować. Codzienne dyżury, rozłożony na ławkach rachunek sumienia, brak pośpiechu, cisza świątyni, w homilii refleksja jak budować życie na Chrystusie… To jest szansa. Okazja, jaka może się nie powtórzyć. Dlatego osobiście nie tęsknię za starą formą rekolekcji z tłumami przy konfesjonale. Gdzie jakakolwiek próba indywidualnego potraktowania kończy się podejrzeniem, że musiał/a mieć wiele ciężkich grzechów, skoro ksiądz trzyma go/ją tak długo. Tymczasem nie ciężkość materii miała wpływ na długość, ale dobre przygotowanie, które trudno było zlekceważyć.
Podobnie z przygotowaniem do bierzmowania. Znów odwołam się do problemów małej parafii. Trzydziestu kandydatów. W kościele może być trzynastu gdy sprawowana jest liturgia. Poza nią pięciu. To może celebracje Słowa Bożego. W trzech grupach. Będące doświadczeniem Jezusa, żyjącego w Kościele i katechezą w pełnym tego słowa znaczeniu. Bo ta w swej strukturze ma intronizację Pisma świętego, czytania i śpiewy, pouczenia i modlitwy wstawiennicze, świadectwa i błogosławieństwo. Pomocy nie brakuje. A jeśli cokolwiek jest brakiem to brak pomocników. Bo samotny proboszcz takiej celebracji sam nie poprowadzi. Jest więc taka katecheza szansą dla parafii, ale i dla różnej maści ruchów ewangelizacyjnych, póki co specjalizujących się w organizowaniu różnego rodzaju marszów i eventów. Cóż, takie zaangażowanie wymaga pewnych wyrzeczeń, systematyczności, dotarcia i współpracy obliczonej na dłuższy czas. Wiele parafii z takiej pomocy chętnie skorzysta. Czy wykorzystają szansę członkowie ruchów odnowy?
Nie tylko oni. Trzeba bowiem zdać sobie sprawę, że dziś problemem nie jest brak wizji. Największą przeszkodą są przyzwyczajenia, nawyki, zwyczaje. Tak było… W konsekwencji czekanie na powrót tego, co było. Ale to nie wróci. Tymczasem Pan Bóg, poprzez pandemię, daje nam szansę zbudowania czegoś nowego. Nie tylko w przestrzeni wirtualnej. O tej nowości pisał przed dwudziestu laty święty Jan Paweł II w Liście Nuovo Millennio Ineunte: „Jezus sam napomina nas: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego» (Łk 9, 62). W służbie Królestwu nie ma czasu, aby oglądać się za siebie, a tym bardziej aby oddawać się bezczynności. Czeka nas wiele zadań, musimy zatem opracować skuteczny program duszpasterski na okres po Jubileuszu” (NMI 15).
Kilka dni przed rozpoczęciem Wielkiego Postu Kościół czytał opowieść o potopie. Pomyślałem wówczas, że pandemia jest jak potop, a naszym zadaniem jest zbudować arkę. Nie zważając na to, że inni będą się dziwić, a nawet pukać po głowie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.