Katalończycy opowiadający się za przeprowadzeniem kontestowanego przez Madryt referendum ws. niepodległości tego regionu Hiszpanii zaczęli w niedzielę blokować drzwi niektórych lokali, gdzie ma dojść do głosowania; chcą zapobiec ewentualnym działaniom policji.
Jednocześnie do lokali zaczęli zjeżdżać funkcjonariusze katalońskiej policji, tzw. Mossos d'Esquadra. Ich szef Josep Lluis Trapero instruował w piątek wszystkie jednostki, by 1 października, zgodnie z nakazem sądu, konfiskowały urny i materiały wyborcze - czytamy na portalu wydawanej w Barcelonie gazety "La Vanguardia".
Dziennik informuje, że w niektórych lokalach widać urny wyborcze i karty do głosowania.
Katalończycy od wczesnych godzin rannych formują kolejki przed miejscami, w których zorganizowano lokale wyborcze, głównie przed szkołami. Mają one być czynne od godz. 9, jednak istnieją obawy, że władze centralne nie dopuszczą do otwarcia wielu z nich. W sobotę hiszpański rząd informował, że zamknięto większość budynków publicznych, które miały służyć jako lokale do głosowania w referendum.
Do Barcelony zostały ściągnięte z całej Hiszpanii dodatkowe siły policyjne, oceniane na "tysiące funkcjonariuszy".
Regionalny kataloński rząd Carlesa Puigdemonta zapowiedział, że głosowanie odbędzie się w ponad 2300 lokalach wyborczych, ale władze centralne w Madrycie, które uznają plebiscyt za nielegalny, zamierzają doprowadzić do całkowitego paraliżu referendum. Obserwatorzy mówili m.in. o rozwiązaniach siłowych, jak np. zamykanie lokali.
Według "La Vanguardii" w przypadku takich działań policji organizatorzy zalecają Katalończykom stosowanie "pokojowego oporu".
Jedna osoba zginęła, 23 poszkodowanych wraca do Polski, dwóch zostało w austriackich szpitalach.
Zarzuty wobec każdego z jeńców oparto wyłącznie na tym, że służył on w batalionie "Ajdar".
Podkop odkryto w okolicy miejscowości Kondratki w powiecie białostockim.
Karol III i Kamila po raz pierwszy spotkają się z Leonem XIV.
Co najmniej dwie osoby zginęły po tym, jak policja otworzyła ogień do tłumu żałobników.
Baza lotnicza była kilkukrotnie atakowana przez ukraińskie drony.