Kiedy po wystąpieniu Benedykta XVI w Ratyzbonie w świecie islamu zawrzało, można było z politowaniem kiwać głowami. Nie dość, że papież w swoim wykładzie zajmował się relacją wiary i rozumu, a nie krytyką islamu, to jeszcze reakcje przedstawicieli islamu pokazały, że wiązanie tej religii z nietolerancją i przemocą wcale nie jest bezpodstawne.
Wpadam w pesymizm, gdy ktoś dzwoni do mnie czasami z odległej parafii i prosi o wyjaśnienie, co kaznodzieja miał na myśli.
Jeszcze nie przebrzmiała sztucznie nadmuchiwana sprawa muzułmańskiego oburzenia na ratyzboński wywiad Benedykta XVI, a już mamy kolejny nagłaśniany na cały świat atak na Papieża.
Rewelacją o księdzu-agencie przy procesie beatyfikacyjnym (a właściwie momentem i sposobem jej podania) ks. Zaleski bardzo zaszkodził nie tylko sobie.
Fascynacja złem jest dziś niezwykle zaraźliwą chorobą.
Kościół wielokrotnie przypominał, że polityka nie jest jakimś złym koniecznym, na które jesteśmy skazani.
Jak donoszą agencje, pod koniec IX sesji Międzynarodowej Komisji ds. Dialogu Teologicznego Katolicko-Prawosławnego w łonie delegacji prawosławnej doszło do poważnego sporu wokół spraw jurysdyksyjno-eklezjologicznych.
Dlaczego ks. Jankowski zrobił to, co zrobił, skoro przepraszał i mówił o bólu?
Trzeba uważać, bo w papieskim przemówieniu do reprezentantów państw muzułmańskich jest haczyk.
W ostatnich kilkunastu miesiącach członkowie polskiego episkopatu wielokrotnie jasno dawali do zrozumienia, że mają na głowie ważniejsze kwestie niż udział w doraźnych rozgrywkach politycznych.