Rozumiem zniecierpliwienie Tomasza Terlikowskiego.
Świąt początku XXI wieku nie jest światem używania rozumu.
Pojęcie marketingu religijnego funkcjonuje na świecie od lat. Oznacza działania marketingowe skoncentrowane wokół religii i działalności kościołów.
Rodzi się niebezpieczeństwo, że ugodowa postawa wobec tradycjonalistów zostanie przez część duchownych i wiernych potraktowana jako przegrana.
Bogaci skrzętnie bronią swojego dobrobytu. Nie chodzi o tych z pierwszych miejsc na listach najbogatszych obywateli świata albo tego czy innego kraju. Chodzi o państwa i ich nie zawsze najbogatszych obywateli.
Kiedy po wystąpieniu Benedykta XVI w Ratyzbonie w świecie islamu zawrzało, można było z politowaniem kiwać głowami. Nie dość, że papież w swoim wykładzie zajmował się relacją wiary i rozumu, a nie krytyką islamu, to jeszcze reakcje przedstawicieli islamu pokazały, że wiązanie tej religii z nietolerancją i przemocą wcale nie jest bezpodstawne.
Wpadam w pesymizm, gdy ktoś dzwoni do mnie czasami z odległej parafii i prosi o wyjaśnienie, co kaznodzieja miał na myśli.
Jeszcze nie przebrzmiała sztucznie nadmuchiwana sprawa muzułmańskiego oburzenia na ratyzboński wywiad Benedykta XVI, a już mamy kolejny nagłaśniany na cały świat atak na Papieża.
Rewelacją o księdzu-agencie przy procesie beatyfikacyjnym (a właściwie momentem i sposobem jej podania) ks. Zaleski bardzo zaszkodził nie tylko sobie.
Fascynacja złem jest dziś niezwykle zaraźliwą chorobą.