Jako pierwszy w historii wyścigu dokonał tego Michał Gołaś z Torunia
12. etap z Seravezzy w Toskanii do Sestri Lavente w Ligurii należy do stosunkowo krótkich, ale zróżnicowanych odcinków wyścigu. Jak komentował Pier Bergonzi z Gazzetta dello Sport, nie można dać się zwieść temu, że kończy się on nad morzem. By tam dotrzeć, trzeba pokonać serię bardzo wymagających podjazdów. To klasyczny etap giro – przekonuje włoski komentator.
Tak właśnie było wczoraj. Michał Gołaś z grupy Omega Pharma po przejechaniu płaskiego 50 kilometrowego odcinka, przyłączył się do kilkuosobowej ucieczki. Wraz z nim jechali Sandy Casar (FDJ-BigMat), Ivan Santaromita (BMC), Jan Bakelants (RadioShack-Nissan), Luca Mazzanti (Farnese Vini), Andrey Amador (Movistar) i Lars Ytting Bak (Lotto Belisol Team).
Gołaś wysunął się na prowadzenie i zdobył trzy kolejne premie górskie. Uciekał samotnie przez 20 kilometrów, co pozwoliło mu wypracować niewielką przewagę. Nie dał rady jednak dowieźć jej do mety. Kilometr przed linią końcową na prowadzenie wyszedł Duńczyk Lars Ytting Bak, który już prowadzenia nie oddał.
Gołaś na mecie w Sestri Lavente był dziewiąty. To jednak wystarczyło mu do założenia niebieskiej koszulki najlepszego górala. Liderem wyścigu pozostał Joaquim Rodriguez, do którego Gołaś traci obecnie 48 sekund.
W tegorocznym Giro Polacy spisują się całkiem nieźle. Drugi na mecie 10 etapu z Civitavecchia do Asyżu był Bartosz Huzarski z Team NetApp.
Niestety, dla mistrza Polski Tomasza Marczyńskiego 12. etap był ostatnim w Giro d’Italia. Po niebezpiecznej kraksie 350 metrów przed metą 10 etapu, Marczyńskiemu założono 10 szwów na ręku. Miał też potłuczone kolano i – jak się potem okazało – pęknięte żebro. To żebro dało się we znaki na 12 etapie. Marczyński miał problemy z oddychaniem i musiał zrezygnować.
Tydzień temu Gołaś zapowiadał, że powalczy jeszcze o różową koszulkę lidera Giro d’Italia. Miejmy nadzieję, że uda mu się ta sztuka.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.