Dwie osoby trafiły do szpitala w niedzielę po drugiej gonitwie z bykami w hiszpańskiej Pampelunie. Nikt nie został ugodzony rogiem - podali organizatorzy. Gonitwy odbywają się od soboty w ramach fiesty ku czci św. Fermina, jednego z patronów Nawarry.
Niedzielna gonitwa jest tradycyjnie największą z dziewięciu i cieszy się wyjątkową popularnością, gdyż uczestniczą w niej wielkie byki ze słynnej hodowli w Miura.
Według ekspertów, którzy opowiadali o gonitwie w hiszpańskiej telewizji TVE, w biegu uczestniczyło około 4 tys. osób.
Choć wiele z nich potknęło się, upadło i zostało podeptanych przez tłum biegnących, według organizatorów do szpitala trafiło tylko dwóch uczestników gonitwy.
Jej trasa biegła wąskimi uliczkami Starego Miasta. Tysiące, głównie młodych ludzi, ubranych na biało i z charakterystycznymi czerwonymi apaszkami na szyi, uciekało przed sześcioma bykami na 850-metrowym odcinku zakończonym areną, na której później zwierzęta giną z rąk torreadorów.
Niedzielna gonitwa trwała dwie minuty i 27 sekund - czytamy na stronie internetowej fiesty.
Doroczne gonitwy z bykami są w Pampelunie organizowane w ramach uroczystości ku czci św. Fermina, których początki sięgają XVI wieku. Tegoroczna fiesta rozpoczęła się w piątek w południe tradycyjnym wystrzałem z racy na placu przed ratuszem.
Bogaty program trwających do 15 lipca obchodów przewiduje ponad 431 atrakcji kulturalnych i muzycznych. Problemy pogrążonej w kryzysie Hiszpanii odzwierciedla budżet imprezy, który jest o 8 proc. mniejszy niż w roku ubiegłym i wynosi 2,4 mln euro.
Od 1911 roku, gdy rozpoczęto prowadzenie statystyk, w biegach z bykami poniosło śmierć 15 osób. Ostatnią ofiarą śmiertelną był 27-letni Hiszpan Daniel Jimeno Romero, który 10 lipca 2009 roku został ugodzony przez byka w szyję.
Fiestę ku czci św. Fermina rozsławił amerykański pisarz Ernest Hemingway w swojej powieści "Słońce też wschodzi".
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.