Największa świątynia katolicka w Polsce - bazylika w Licheniu k. Konina
została poświęcona w sobotę podczas Mszy św. z udziałem Episkopatu Polski. W
uroczystości uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy osób z całej Polski. (foto)
W 1850 roku pasącemu bydło Mikołajowi ukazała się postać z różańcem w dłoni. Nakazała mu, by upomniał ludzi, że jeżeli nie porzucą pijaństwa i rozpusty, spotka ich kara. Zapowiedziała też epidemię cholery. Mikołaj zaczął rozpowiadać o objawieniu. Ale nikt mu nie wierzył. Zaś władze carskie wtrąciły go za sianie zamętu do więzienia w Koninie.
Wypuszczono go dopiero, kiedy spełniła się przepowiednia o wybuchu cholery.
W miejscu objawień postawiono murowaną kapliczkę. Wkrótce obraz przeniesiono do drewnianego kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej w Licheniu. Potem - do specjalnie tam wzniesionego kościoła św. Doroty, gdzie znajduje się do dziś.
- Z Licheniem już wtedy były kłopoty - uśmiecha się ksiądz Makulski. - Mieszkańcy Grąblina nie chcieli oddać obrazu, dlatego jak go przenoszono, to porządku musieli pilnować carscy żandarmi.
Klątwa partii
Księża marianie przyjechali do Lichenia w 1949 roku. Miejscowi przyjęli ich wrogo. Przywiązani byli do poprzedniego, diecezjalnego proboszcza i żal im było się z nim rozstać. - Stare dzieje - ksiądz Makulski niechętnie wraca do tamtych czasów.
Sam znalazł się w Licheniu w roku 1965. Miał 37 lat. Wtedy jeszcze o Licheniu mało kto słyszał. - Prąd już był, ale nie mieli bitej drogi. Jak popadało, to konne furmanki zapadały się w bagnach - wspomina ksiądz Makulski.
Bitą drogę zrobiły dwa lata później władze powiatowe z Konina. - Najpierw pociągnęli betonówkę do Grąblina. Ale władzom wojewódzkim w Poznaniu pochwalili się, że do samego Lichenia - opowiada kustosz Makulski.
Na połowę sierpnia 1967 roku zapowiedziano koronację licheńskiego obrazu. Na uroczystość miał przyjechać prymas Stefan Wyszyński. - Wtedy przedstawiciele Komitetu Wojewódzkiego PZPR z Poznania poinformowali powiat, że przyjadą do Lichenia, żeby posłuchać, co ten Wyszyński będzie mówił - relacjonuje kustosz.
Na Konin padł blady strach, że wyda się oszustwo z drogą. Nie było innej rady, jak pociągnąć w pośpiechu brakujący odcinek do Lichenia. Starsi pamiętają, jak ostatni kilometr nawierzchni kładziono na dzień przed uroczystościami. Po nowej drodze jako jeden z pierwszych przejechał 15 sierpnia samochód wiozący Prymasa Wyszyńskiego. - Tak to komuniści niechcący zrobili drogę dla Matki Bożej i kardynała - śmieje się kustosz.
Więcej na następnej stronie