Pojawił się kolejny świadek w śledztwie prowadzonym przez elbląską prokuraturę w sprawie księdza Henryka Jankowskiego - informuja Dziennik Bałtycki.
Piotr J. trafił do redakcji "Gazety Poznańskiej", by opowiedzieć o swoich kontaktach z prałatem. Dlaczego zgłosił się do gazety? Jak twierdzi, mimo zgłoszenia chęci zeznań prokuraturze, nikt do tej pory z nim nie rozmawiał. 21-letni Piotr J. już 12 sierpnia wysłał do prokuratury zawiadomienie w sprawie dotyczącej ks. Henryka Jankowskiego. Twierdzi on, że bardzo dobrze zna księdza. Mężczyzna pochodzi z jednej z miejscowości pod Gdańskiem. Od kilku miesięcy mieszka w Poznaniu i tam pracuje. Ks. Jankowskiego zna - jak mówi - od prawie ośmiu lat. - Poznałem go, gdy miałem czternaście lat. Byłem wtedy na ucieczce z domu. Nie miałem, co ze sobą zrobić. Zbliżała się noc, więc poszedłem do parku. Tam pierwszy raz spotkałem księdza. Zaproponował nocleg i zawiózł mnie na plebanię - powiedział dziennikarzowi "Gazety Poznańskiej" Piotr J. Ostatni raz - jak twierdzi mężczyzna - był w odwiedzinach u ks. Jankowskiego w tym roku podczas Wielkanocy. - Pomagałem w przygotowaniu ministrantów do Triduum Paschalnego. Odjeżdżając, jak zawsze, dostałem od Henryka kopertę z pieniędzmi - wspomina. Kilka miesięcy temu (na długo przed wybuchem afery z księdzem Jankowskim w roli głównej) Piotr J. pojawił się również w redakcji "Dziennika Bałtyckiego". Wtedy opowiadał nam o swoich rzekomych stosunkach homoseksualnych z jednym z gdańskich księży. J. skarżył się, że świadczył mu usługi seksualne, za co ksiądz, mimo obietnic, nie chciał mu płacić. O prałacie Jankowskim wspomniał wtedy, że jest jego dobrym znajomym. - Gdy zostałem zaproszony do Jankowskiego na śniadanie wielkanocne, na uroczystości pojawił się również ten mój ksiądz. Pokazałem go prałatowi i wtedy on ujawnił mi jego imię i zdradził, z której jest parafii - mówił nam Piotr J. Po uroczystości Piotr J. okradł księdza, za co potem skazano go na 1000 zł grzywny. - Musiałem odebrać swoje pieniądze. Potem tego żałowałem i się przyznałem - stwierdził J. Gdy światło dzienne ujrzały pierwsze artykuły opisujące bujne życie na plebanii ks. Jankowskiego, Piotr J. wysłał pierwszy list do gdańskiej prokuratury. Wobec braku reakcji prokuratury po dziesięciu dniach wysłał kolejne pismo. Dopiero wtedy doczekał się odpowiedzi. Beata Nowakowska z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku poinformowała Piotra J. pismem z 30 sierpnia, że sprawę prowadzi już nie gdańska, lecz elbląska prokuratura i do niej powinien skierować pismo. Napisał więc do Elbląga, a w końcu, 14 września, wysłał skargę do Prokuratury Krajowej w Warszawie, opisując opieszałość prokuratury elbląskiej. W miniony weekend został wezwany właśnie do Prokuratury Krajowej, w związku ze swoim pismem. Dlaczego J. chce zeznawać w sprawie gdańskiego prałata? - Zbyt mocno mi to ciąży. Po prostu chcę mieć już z tym raz na zawsze spokój - mówi, zapewniając, że nie chodzi mu o pieniądze czy sławę. O tajemniczym świadku w sprawie domniemanego molestowania nieletnich przez gdańskiego prałata niewiele mówi Zbigniew Więckiewicz, szef Prokuratury Okręgowej w Elblągu, która pod koniec sierpnia przejęła śledztwo od swoich gdańskich kolegów. Zapytaliśmy wprost, czy osoba Piotra J. (podaliśmy pełne brzmienie jego nazwiska) przewija się w aktach. - To nazwisko nic mi nie mówi, ale rzeczywiście widziałem identyczne inicjały. Być może chodzi o tę samą osobę - stwierdził prokurator. Jak dodał Więckiewicz, "z tą osobą będą wykonywane czynności procesowe", co oznacza, że mężczyzna zostanie wkrótce przesłuchany. Czy jego zeznania okażą się druzgocące dla prałata, czy może zostaną uznane za wyssane z palca, dowiemy się najszybciej po wizycie Piotra J. w Elblągu.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.