Sytuacja w Republice Środkowoafrykańskiej, nad którą kontrolę przejął sojusz ugrupowań rebelianckich o nazwie Seleka, przekształca się w permanentny dramat humanitarny. Alarmuje w tej sprawie miejscowy Kościół.
Brakuje żywności i leków, nie działa podstawowa infrastruktura komunalna. Wiele osób cierpi na choroby tropikalne nabyte podczas ucieczek w busz przed rebelią, a tymczasem nawet stosunkowo łatwo wyleczalne przypadłości w zaistniałej sytuacji stają się śmiertelne, zwłaszcza dla niedożywionych dzieci.
Oddziały kontrolujące w ciągu dnia ulice środkowoafrykańskich miast przekształcają się nocą w bandy rabusiów, krwawo walcząc między sobą o łup. Są to prawie wyłącznie muzułmańscy najemnicy z terenu Czadu i Sudanu, którzy traktują kraj jako terytorium podbite i kolonizowane.
„Niestety, po przejęciu władzy przez Selekę mamy do czynienia ze stopniowym dominowaniem grup arabsko-muzułmańskich, które stają się coraz bardziej agresywne i pewne siebie – mówi pracująca w Berberati w zachodniej części Republiki Środkowoafrykańskiej włoska misjonarka s. Elvira Tutolo. – Powstaje w mieście wiele małych meczetów, gdy dotychczas był tylko jeden. Rebelianci, wszyscy muzułmanie języka arabskiego, dają pierwszeństwo współwyznawcom, np. na punktach kontrolnych. A chrześcijan nie przepuszczają. Obawiam się, by ta sytuacja jeszcze się nie pogorszyła. Właśnie dlatego biskup Berberati rozpoczął rozmowy z miejscowym imamem. Także my zaprosiłyśmy młodych muzułmanów do prowadzonego przez nas ośrodka kultury. Oby ta sytuacja się nie zaostrzyła, bo byłoby naprawdę nieciekawie...”.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.