Kurorty przepełnione ludźmi, wszędzie hałaśliwe dyskoteki. Gdzie w czasie urlopu znaleźć chwilę wytchnienia? Odpowiedź, którą proponuje Rzeczpospolita brzmi - w celi.
Nie chodzi jednak o celę więzienną, ale klasztorną - spieszy z wyjaśnieniem Rz. Na wakacje zapraszają do siebie m.in. kameduli i benedyktyni. Wakacje w eremach ojców kamedułów na krakowskich Bielanach zaplanować mogą jednak tylko mężczyźni, obowiązuje tam bowiem zakaz wstępu dla kobiet - klasztor otwarty jest dla nich jedynie 12 razy w roku. Choć surowe zasady i warunki niektórym mogą się wydać zniechęcające, to jednak właśnie one przyciągają znudzonych codziennym komfortem ludzi. Plan każdego dnia urlopu u kamedułów jest podobny: pobudka przed świtem, o 3.45, uczestnictwo we wszystkich odprawianych w ciągu dnia nabożeństwach, a także wspólna z zakonnikami praca fizyczna, która - jak mówią eremici - w naturalny sposób stwarza okazję do refleksji i medytacji. O tę okazję jest tym łatwiej, że na terenie klasztoru kameduli niemal przez cały czas zachowują milczenie. Tego samego oczekuje się od wszystkich gości. Oczywiście nikomu nie wolno używać telefonów komórkowych, a w celach nie ma ani telewizora, ani radia. Konkurencją dla Bielan jest benedyktyński Tyniec. To miejsce dla obojga płci, goście mogą się włączyć w klasztorny tryb życia lub pozostać na uboczu. Chętnych nie brakuje. W ciągu roku na wypoczynek do Tyńca przyjeżdża około tysiąca osób. Może dlatego, że zakonnych rygorów jest tu znacznie mniej niż u kamedułów, a potem i tak można się pochwalić klasztornymi wakacjami - domyśla się Rzeczpospolita.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.