Różne stowarzyszenia, ruchy zdały sobie sprawę, że trzeba przyjąć w społeczeństwie postawę aktywną i brać sprawy w swoje ręce - mówi w rozmowie z Naszym Dziennikiem Eduardo Hertfelder, prezydent Instytutu Polityki Rodzinnej (Instituto de Politica Familiar) w Madrycie.
- Demonstracja skrytykowała posunięcia rządu Zapatero - wprowadzenie szybkich rozwodów, "małżeństw" homoseksualnych, indoktrynacyjnego wychowania obywatelskiego do szkół. Czy można więc powiedzieć, że manifestacja przybrała charakter polityczny? - Manifestacja nie była pomyślana jako demonstracja polityczna. Po prostu osoby, które zabrały głos, mówiąc o rzeczywistości, w której żyjemy - kardynałowie Agustín García-Gasco i Antonio Rouco Varela, działacze Domingo Blasco i Kiko Argüello - nie mogły nie odnieść się do hiszpańskiego prawodawstwa, które uderza w rodzinę. Tak więc manifestacja nabrała raczej charakteru społecznego niż politycznego. Proszę pamiętać, że nigdy dotąd w Hiszpanii podczas kadencji jednego rządu nie wprowadzono tylu antyrodzinnych praw jak teraz. Powiedziałem już o "małżeństwach" homoseksualnych, szybkich rozwodach i prawodawstwie regulującym aborcję. Nie wiem, czy polski czytelnik jest świadom, że obecny socjalistyczny rząd wprowadził również do szkół nowy obowiązkowy przedmiot - wychowanie obywatelskie - który jest niczym innym, jak indoktrynacją dzieci i pozbawieniem rodziców zagwarantowanego im przez konstytucję prawa do wychowywania potomstwa według wyznawanych przez nich wartości religijnych i moralnych. - Chciałabym zapytać o swoisty paradoks, który ma miejsce w Hiszpanii. Wydaje się, że tamtejsi chrześcijanie nie są zadowoleni z socjalistycznego rządu, ale z drugiej strony trzech na czterech głosujących na PSOE deklaruje się katolikami. Jak to wytłumaczyć? - Z jednej strony mamy tutaj do czynienia z "katolickim wstydem", o którym mówiłem już wcześniej, a z drugiej strony brakuje na arenie politycznej partii, która naprawdę reprezentowałaby katolików. Katolicy nie mają swojej reprezentacji również z powodu wewnętrznych sprzeczności osób - tzn. ludzie często niby opowiadają się za jakąś rzeczą, ale w rzeczywistości popierają drugą. Dla przykładu - ponad 90 proc. Hiszpanów deklaruje się katolikami, natomiast spośród nich praktykuje zaledwie 20 procent. W wyborach politycznych jest analogicznie - wiele osób nie widzi sprzeczności w tym, że deklarują się jako katolicy i głosują na PSOE, która atakuje katolickie wartości. - Czyli chrześcijanie w Hiszpanii nie są w ogóle reprezentowani w debacie politycznej? Nie ma nikogo na arenie politycznej, kto walczyłby o wartości chrześcijańskie? - Osobiście uważam, że katolicy nie mają swojej reprezentacji - nie wyłonili jej. Istnieją czasem jakieś grupy czy partie - np. partia Rodzina i Życie (Partido Familia y Vida) - mówiące w imieniu katolików, ale ich oddziaływanie jest mocno ograniczone. Nie mają, na przykład, reprezentacji parlamentarnej ani nawet najmniejszych szans na nią. Tak więc mówiąc o braku reprezentacji katolików w polityce, mam na myśli taką reprezentację, która miałaby chociażby szansę zaistnieć w parlamencie. Stąd też wielu katolików, dokonując wyboru przy głosowaniu, kieruje się zasadą mniejszego zła, stwierdzając: "Ta partia jest mniej zła niż ta druga", a nie przekonaniem o tym, że są przez kogoś reprezentowani.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.