Zamach bombowy skierowany przeciwko ambasadzie amerykańskiej w Bejrucie zmienił optykę polityki libańskiej wobec obcokrajowców.
Wiele ambasad ostrzegało swoich obywateli, aby poruszali się w spokojniejszych dzielnicach, by zadbali o bezpieczeństwo rodzin. Bomba, która wybuchła 15 stycznia blisko samochodu ambasady amerykańskiej, uświadomiła Libańczykom, że trudno oczekiwać jakichś rokowań pokojowych, bo sytuacja zmierza ku ogólnemu chaosowi. Chaos ten jeszcze bardziej pogłębiają reakcje niektórych byłych deputowanych, którzy wyrażają się krytycznie o sytuacji libańskiej. Wielu z nich obarcza winą za obecny impas patriarchę maronitów. Kard. Sfeir próbuje się bronić, twierdząc, że wojna zaczyna się od słów, a potem jest już tylko staczanie się kraju w kompletny rozkład polityczny. Jednak niektórzy uważają, że już za późno na taką werbalną obronę. Sprawa z kard. Sfeirem jest o tyle niepokojąca, że i sami chrześcijanie wydają się być niezadowoleni z jego postawy. Przykładem jest choćby wypowiedź jednego z byłych deputowanych Slejmana Frangie, który mówi wprost, że patriarcha Sfeir jest pracownikiem ambasad amerykańskiej i francuskiej, i tak naprawdę nie mówi w imieniu Libańczyków, ale w imieniu jednej jedynej partii, którą uważa słuszną, czyli partii Samira Geagea’y. Panuje powszechne przekonanie, że wizyty w Libanie całej plejady polityków zagranicznych z sekretarzem Ligi Arabskiej Moussą na czele nie naruszyły obecnego status quo; tzn. ani nie wzmocniła się w żadnym razie pozycja chrześcijan, ani nie osłabiła pozycja muzułmanów. Wszyscy mówią o dialogu, ale tak naprawdę tego dialogu nie podejmują. Nie ma wciąż prezydenta. Rząd z jednej strony robi, co może, by utrzymać władzę w kraju, z drugiej strony doskonale wie, że tak dalej być nie może i tak dalej władzy nie można sprawować w kraju tak bardzo podzielonym. Wielowyznaniowość, która kiedyś była wizytówką Libanu, dzisiaj wywołuje wiele animozji i agresji, a zwykli ludzie stają się coraz bardziej nieufni w obliczu sytuacji politycznej. Sami Libańczycy, jak wynika z ostatnich sondaży, uważają, że ich kraj i tak już został po cichu podzielony, a oni sami dowiedzą się o tym na ostatku.
W odpowiedzi władze w Seulu poderwały myśliwce i złożyły protest dyplomatyczny.
O spowodowanie uszkodzeń podejrzana jest załoga chińskiego statku Yi Peng 3.
Program stoi w sprzeczności z zasadami ochrony małoletnich obowiązującymi w mediach.
Seria takich rakiet ma mieć moc uderzeniow zblliżoną do pocisków jądrowych.
Przewodniczący partii Razem Adrian Zandberg o dodatkowej handlowej niedzieli w grudniu.
Załoga chińskiego statku Yi Peng 3 podejrzana jest o celowe przecięcie kabli telekomunikacyjnych.