Poglądy przeciwników legalizacji aborcji to nie zbiór religijnych zabobonów, ale logiczna konsekwencja światopoglądu, że płód ludzki jest człowiekiem - napisał w Gazecie Wyborczej Grzegorz Pac, sekretarz redakcji miesięcznika Więź.
Długo zastanawiałem się, czy podejmować polemikę z artykułem "Aborcja - czekając na referendum" (Gazeta z 14 stycznia). Wydawało mi się, że dyskusja, którą proponuje Piotr Pacewicz, przetoczyła się już dziesiątki razy - pisze Pac. - Jednak uporczywość, z jaką zwolennicy legalizacji powracają do pewnych argumentów, każe raz jeszcze na niektóre z nich odpowiedzieć. Bez odpowiedzi nie powinny pozostać także pewne nowe tezy postawione w tekście. Nim przejdę do meritum, muszę stanowczo sprostować fałsz, który Pacewicz powtarza, zapewne za innymi, dodając już od siebie ironiczne uwagi. Jan Paweł II nigdy nie wzywał zgwałconych Bośniaczek, aby rodziły dzieci wojny. List złożony na ręce arcybiskupa Sarajewa Vinco Puljicia (bo o nim tu mowa) jest w istocie apelem do społeczeństwa (zwłaszcza do katolików, zwykle Chorwatów). Papież pisze: „Kobiety te, doznawszy tak dotkliwego upokorzenia, muszą teraz spotkać się ze zrozumieniem i solidarnością ze strony swoich społeczności” i „cała wspólnota powinna zatem otoczyć opieką kobiety tak dotkliwie poniżone oraz ich rodziny, aby pomóc im w przekształceniu aktu przemocy w akt miłości i otwarcia się na nowe życie”. Zapewne papież mówiąc o otwarciu się na nowe życie, miał na myśli zgodę na dziecko i rezygnację z aborcji (słowo to w liście nie pada). Ale między apelowaniem do otoczenia, aby swym zachowaniem nie utrudniało kobiecie decyzji o urodzeniu dziecka z gwałtu (pod którym - jak sądzę - podpisać by się mógł każdy zwolennik pro choice), a wzywaniem kobiety do urodzenia jest jednak pewna różnica. Nadużyciem Pacewicza jest zabieg prezentowania Polski w kontekście innych krajów i ich stosunku do legalizacji aborcji. Redaktor Gazety odżegnuje się od dzielenia krajów i cywilizacji na lepsze lub gorsze, ale puszcza do nas oko: Urugwaj, Mozambik, Maroko, Zimbabwe, Katar - "nie mówię, że to złe towarzystwo, ale jakoś dalsze kulturowo niż Czechy czy Francja". Szkopuł w tym, że ta mapa nie wygląda aż tak jednoznacznie. Po pierwsze, choć faktycznie „z naszym zapisem »o zdrowiu i życiu « jesteśmy w Europie tylko my”, to przecież surowszy zakaz mają chyba dość kulturowo nam bliskie Irlandia i Malta. Ponadto nie tak różowo wygląda też lista krajów, w których aborcja jest dozwolona bez ograniczeń. To bowiem nie tylko Kanada, Francja, Niemcy czy Norwegia, ale także Rosja, Kuba, Chiny, Wietnam, Korea Północna. Każdy, kto wie, jak wielką patologią jest aborcja na terenach dawnego ZSRR, kto pamięta o przymusowej aborcji, która ciągle odbywa się w Chinach, ten będzie ostrożniejszy w przywoływaniu tych przykładów. Kwestię naszej bliskości kulturowej z Koreą Północnej zostawię bez komentarza. Nie po to wymieniam te kraje, aby wytykać zwolennikom legalizacji, że występują w złym towarzystwie, ale raczej, aby wykazać absurdalność użytego przez Pacewicza argumentu z kartografii. Zacytujmy tu słowa Boya-Żeleńskiego przytoczone przez autora: „Paraliżuje Komisję Kodyfikacyjną oglądanie się na mityczną »Europę «: żadne państwo nie zniosło kar za przerywanie ciąży. Polska nie może być pierwsza. (...) Wyprzedzić w tym Europę byłoby raczej zaszczytne dla Polski”. Nic dodać, nic ująć. Choć - rzecz jasna - nie mógłbym zgodzić się z poglądem Boya, to logika jego wywodu jest nieubłagana: jeśli prawo ma się zmienić na moralnie lepsze, nie ma co oglądać się na „mityczną »Europę «”. Dlatego, nie podzielając przesłanek zwolenników legalizacji, oczekuję od nich, że będą - jak Boy - konsekwentni w walce o taki model państwa, który uważają za najlepszy (o ile oczywiście nie zmienią przekonań, co - nie ukrywam - najbardziej by mi odpowiadało). Skoro postrzegają los płodu jako mniej istotny niż prawo kobiety do wyboru, ich moralnym obowiązkiem jest walka o takie przepisy, które by to sankcjonowały, choćby wszystkie bliskie kulturowo demokracje świata karały aborcję, a wśród jej zwolenników były wyłącznie krwawe reżimy.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.