Wciąż są, choć pamięć odeszła razem z tymi, którzy opłakiwali tu swoich zmarłych. Na porozbijanych 75 lat temu nagrobkach wyrosły drzewa, reszty zniszczenia dokonali powojenni mieszkańcy i czas. Ale są prochy, czekające na zmartwychwstanie.
Pozostały niewyraźne ślady dawnych kirkutów, pęknięte macewy, coraz słabiej czytelne dwujęzyczne napisy, czyjąś ręką położone pojedyncze kamyki – znaki pamięci i modlitwy. Są też ludzie, którzy zabiegają o przywrócenie pamięci.
Macewy z Judenbergu
– To tablica z grobu Simona Bernhardta, który był kupcem zbożowym w Barwicach. Miał córkę Almę. Razem z mężem Feliksem zginęła w Auschwitz. A to nagrobek dziadka Giseli Miessner. Kiedy pani Gisela przyjechała pierwszy raz po wojnie do Świdwina w 2001 r., ta macewa jeszcze stała. Podczas drugiej dewastacji została rozbita. Nic nie pisaliśmy pani Giseli… tak bardzo się cieszyła, że udało się jej znaleźć grób dziadka – opowiada pastor świdwińskiego zboru Kościoła zielonoświątkowego Adam Ciećko, gdy brniemy pod górę po kostki w suchych liściach. W nocy z 9 na 10 listopada 1938 r., gdy na terenie całej Rzeszy posypało się szkło z okien żydowskich domów i sklepów, gdy zapłonęły synagogi i rozpoczęły się prześladowania mieszkańców wyznania mojżeszowego, antysemicka nienawiść nie ominęła też cmentarzy. Reszty dopełniły wandalizm i niepamięć.
– Wstyd się robi. Przetrwał noc kryształową, czasy nazizmu, przetrwał komunizm i kamieniarzy, którzy traktowali to jako źródło marmuru, a w wolnej Polsce się nie uchował – kiwa głową nad popękanym nagrobkiem. Razem z innym świdwinianinem Zbigniewem Czajkowskim o żydowski cmentarz upomnieli się 13 lat temu. – Jestem przyjezdny, nie znałem historii miasta. Z rozmów z mieszkańcami wiedziałem, że jest tu cmentarz. W głowie mi się nie chciało pomieścić, że to może tak wyglądać – wspomina pastor. Młodzi zielonoświątkowcy ze Świdwina i z niemieckiego Hamel wspólnie rozpoczęli sprzątanie. Wycinali krzaki, wywozili gruz i śmieci. – Pytanie: „To ty też jesteś Żydem?” pojawiało się nagminnie. Oczywiście pobrzmiewał w nim wyraz dezaprobaty – przyznaje ze śmiechem. – Tyle że to więcej mówi o tym, kto tak pyta niż o odpowiadającym. Na świdwińskim Judenbergu, jak nazywano przed wojną to miejsce, pochowano prawdopodobnie około pół tysiąca osób. Jest jednym z nielicznych na terenie Pomorza Zaodrzańskiego, które do dziś można jeszcze rozpoznać.
Słowo klucz
Nie wszystkim pomysł przywracania pamięci przypadł do gustu. Nekropolia była w poprzednich latach kilkakrotnie dewastowana. – Staramy się związać z cmentarzem ludzi różnych środowisk. Po tej największej dewastacji w 2007 r. z nieocenioną pomocą przyszedł ks. Roman Tarniowy, proboszcz świdwińskiej parafii pw. św. Michała Archanioła, który zorganizował spotkanie z katechetami. Przekazaliśmy im materiały, prosząc, żeby rozmawiali z uczniami. To chyba owocuje, bo od kilku lat na cmentarzu jest spokój. Ludzie są coraz wrażliwsi i rozumieją, że to cmentarz, że tu są pochowani ludzie, należy im się szacunek – mówi pastor. Odbyła się tu również ekumeniczna modlitwa w rocznicę nocy kryształowej. – Świdwin nie zaczął się w 1945 r. Był wcześniej, i był różnorodny kulturowo. Teraz tych ludzi nie ma, odeszli. Ludzie, którzy tu przyjechali, także zostawili gdzieś groby swoich bliskich i mają nadzieję, że nie zostaną zrównane z ziemią. Niepamięć to wstyd – dodaje pastor Adam.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.