Krótko po przyjęciu ustawy zezwalającej na aborcję, w 1956 roku, katolicy w Polsce zaczęli organizować akcje, ratujące życie dzieciom nienarodzonym.
Bardziej zorganizowane działania rozpoczęły się w latach 70. wraz z pierwszymi telefonami zaufania i nieformalnymi grupami pomocy samotnym matkom. Dziś inicjatyw w obronie życia, prowadzone przez księży, zakonnice i świeckich jest tysiące. Ile w ciągu tych lat uratowano istnień ludzkich? Nikt nie prowadził statystyk. Wielka miłość i „wpadka” Schemat jest bardzo podobny. Chłopak spotyka dziewczynę, wybucha wielka miłość, podejmują współżycie, którego efektem jest ciąża, czyli „wpadka”. Ojciec prawie zawsze się ulatnia, dziewczyna, zostaje z „problemem”. Nie zawsze może liczyć na wsparcie rodziny, zwłaszcza jeśli pochodzi z rodziny patologicznej. Co może zrobić taka matka, często bardzo młoda i niedoświadczona? Udać się do Opieki Społecznej, albo do kościelnych instytucji. Albo zajrzeć do internetu szukając pomocy. Niemal w każdej polskiej diecezji jest Dom Samotnej Matki, w krakowskiej aż trzy. Pionierską placówką jest Dom w Chyliczkach. Założyła go, po uzyskaniu zgody Prymasa Wyszyńskiego, w 1958 r. Teresa Strzembosz, które dobrze wyczuła, że samotne macierzyństwo będzie coraz powszechniejszym problemem. To początkowo tu, w maleńkim domku, kupionym ze środków Prymasa Wyszyńskiego, wypracowano formy pomocy kobietom. Mogą one przebywać w ośrodku do roku – kilka miesięcy przed urodzeniem dziecka i pół roku po rozwiązaniu. Siostra Ligia ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, które prowadzi placówkę z 16 miejscami, mówi, że w trakcie pobytu przyszła matka ma możliwość nauczyć się pielęgnacji dziecka, chałupniczego zawodu, a przede wszystkim – ułożyć relacje z rodziną. Dla wielu rodzin bowiem ciąża córki jest szokiem, często dochodzi do kłótni i zerwania kontaktów. Przez Dom im. Teresy Strzembosz, który działa od 1988 r., przewinęło się kilkaset matek. Dzięki niemu 500 istnień ludzkich uniknęło zagłady. Ks. Krzysztof Podstawka, dyrektor placówki w Lublinie, która stała się słynna na cała Polskę w czasie dramatycznej batalii o życie dziecka 15-letniej Agaty, podkreśla, że kościelna placówka nie może zamknąć drzwi przed potrzebującą kobietą. W Domu jest miejsce dla 20 matek, ale trzeba czasem stanąć na głowie, aby taką matkę przyjąć. Przychodzą coraz młodsze dziewczyny wyrzucone z domu, ratujące siebie i dziecko przed aborcją. Odbywa się rozmowa, zostają, rodzą. Zazwyczaj później same wychowują dziecko, rzadko się zdarza, by któraś z matek oddała dziecko do adopcji. Ks. Podstawka szacuje, że w ciągu 20-letniej działalności ocaliło tu życie ok. 2 tys. dzieci. Pomagamy im ratować macierzyństwo – mówi nazaretanka s. Anna Prokop z Domu Samotnej Matki im. Emilii Wojtyłowej w Wadowicach. Placówka, która przewidziana jest na kilkanaście osób i wciąż otrzymuje wiele zgłoszeń z całej Polski, jest miejscem nauki dojrzałego, odpowiedzialnego życia. – A także mogą uregulować swoje sprawy z Panem Bogiem; mogą uczestniczyć we Mszy św., wyspowiadać się, przyjąć sakrament bierzmowania – dodaje ks. Podstawka. Po urodzeniu kobiety zazwyczaj układają sobie jakoś życie – wracają do rodzin, zamieszkują samodzielnie, znajdują pracę lub kończą naukę na rozmaitych szczeblach. S. Anna z Wadowic martwi się tylko o te matki, które pochodzą z patologicznych rodzin. Stara się, żeby znalazły nowe środowisko i zaczęły – wraz z dzieckiem – prowadzić naprawdę nowe życie.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.