Reklama

To Bóg daje moc do świadectwa wiary

Z Indii wciąż docierają bardzo niepokojące wiadomości na temat sytuacji tamtejszych chrześcijan. Hinduistyczni radykałowie zapowiadają fale kolejnych ataków, które mają się odbyć w czasie Bożego Narodzenia. Z siostrą Stellą Holisz, przełożoną generalną sióstr pallotynek, która właśnie wróciła z Indii gdzie wizytowała swoje wspólnoty, rozmawia Radio Watykańskie.

Reklama

- Idziecie do różnych ludzi, do różnych klas społecznych, a przecież wasze siostry, bo mówimy o pallotynkach, też chyba pochodzą z różnych warstw? Skoro system kastowy w Indiach jest tak bardzo mocny, czy więc życie zakonne, chrześcijaństwo pomagają te podziały przezwyciężyć? Na pewno na początku jest to trudne, szczególnie, jeśli razem żyją siostry z kast wyższych i niższych, chociaż my tego nigdy nie wiemy i nie pytamy. Ja osobiście nigdy nie pytam, kto jest z jakiej kasty, czy z jakiego stanu, ale one siebie rozumieją i znają. My staramy się, aby miłość Chrystusa była centrum naszego życia. Tam nie ma podziałów, a to jakoś imponuje siostrom i nad tym pracują. Na pewno to także je kosztuje, ale widzimy duże postępy i bardzo ważne, że jest jedność. To jest też nasz charyzmat, abyśmy pracowały w jedności z ludźmi świeckimi, z księżmi pallotynami, z innymi zgromadzeniami. To nas wyróżnia i tym się bardzo cieszymy. - Co było motywem tego, że w 1984 r. pallotynki pojechały do Indii? Siostra generalna, którą w tym czasie była Niemka, otrzymała zaproszenie od biskupa i od księży pallotynów z Indii. Powiedziano nam, że są dziewczyny, które również interesują się życiem zakonnym, które chciałyby być pallotynkami. Wtedy została posłana siostra z zarządu generalnego, by się zorientować w sytuacji i pozostała tam przez 3-4 lata. Zaczęła pracę z tymi, które wyrażały ochotę wstąpienia do zgromadzenia. Nie sprowadzałyśmy tych kandydatek do Europy, ale pierwszą formację odbyły w Belize. Belize jest to mały kraj w środkowej Ameryce, stosunkowo najbardziej zbliżony kulturowo do Indii i tam siostry były do 1986 r. Później w tymże roku 1986 otworzyłyśmy pierwszy dom na terenie Indii i od tego czasu siostry mają formację w Indiach. Są tam same Hinduski, które odwiedzamy co roku. Jest to delegatura podlegająca bezpośrednio pod generalat i mamy nadzieję, że w 2010 r., kiedy będzie kapituła generalna, będą mogły zostać samodzielną prowincją. - Wiążecie zatem duże nadzieje z tamtym terenem? Bardzo duże nadzieje. W tej chwili mamy dwie siostry w Rzymie, które pracują w naszym generalacie. Są też siostry gotowe rozpocząć pomoc również naszym innym misjom, szczególnie tym, gdzie jest coraz mniej sióstr, bo niektóre prowincje są bardzo małe, coraz mniejsze. Siostry Hinduski są gotowe i cieszyłyby się, gdyby mogły udzielić zarówno pomocy personalnej, jak i apostolskiej, misyjnej. - Obecnie wasza posługa w Indiach to już jest osiem wspólnot. Czym się zajmujecie w konkretnych stanach? Głównym dziełem jest dom starców otwarty w roku jubileuszowym 2000, nazwijmy je dziełem milenium. Jest to Bombaj i tam mamy przeszło 40 osób starszych, choć dom może pomieścić 100. Powoli uczymy się tej posługi i stopniowo przyjmujemy coraz więcej ludzi, ale też widzimy, że potrzeba nam więcej doświadczenia. W Bangalurze mamy internat na 120 dziewcząt, które studiują na różnych uczelniach. Jest to nasze apostolstwo wśród młodych, którzy należą do różnych religii i wyznań, mają różne przekonania. Siostry również katechizują, ale w szkołach. Mamy prawie w każdym stanie siostry, które uczą w szkołach diecezjalnych czy parafialnych. - Od 14 lat Siostra jeździ co roku do Indii. Czy w ciągu tych lat Siostra zaobserwowała, patrząc przez pryzmat waszej pracy i słuchając tego, co ludzie mówią na miejscu, że sytuacja chrześcijan, pogarsza się? A może to jest doświadczenie wyłącznie tych ostatnich miesięcy? Dla mnie było ogromnym zaskoczeniem to, co się stało w ostatnim czasie. W Bangalurze nasze siostry uczą w szkołach, gdzie jest bardzo mało katolików, a są bardzo dobrze przyjmowane. Wyznawcy innych religii wysyłają swoje dzieci do szkół katolickich, które cieszą się wysokim poziomem. Tak samo w szpitalu, w naszym domu starców, czy w sierocińcach: nie czuło się jakiegokolwiek zagrożenia, ani braku zaufania do sióstr. Wręcz przeciwnie, rodzice chcieli, aby ich dzieci chodziły do szkół, gdzie są siostry, aby w klasie, w której siostra uczy było ich dziecko, nawet jeśli sami są muzułmanami czy hinduistami. Tak samo w Orisie siostry jeździły do wiosek, posługiwały wszystkim. Nigdy nie pytały, czy to jest rodzina katolicka czy hinduska czy jakaś inna. Każdy potrzebujący przychodził i otrzymywał pomoc. Dlatego dla mnie było trudne do zrozumienia, dlaczego tak się stało. To jest jeszcze ciągle taki znak zapytania, choć staram się znaleźć odpowiedź, popatrzeć na te wydarzenia z innej strony i może jakoś to zrozumieć. - Siostro, jakie są wasze plany, nadzieje, bo jak powiedziałyśmy wiążecie duże nadzieje z Indiami, z tamtejszymi placówkami. Czy jest jakieś sekretne marzenie, że coś chciałybyście tam jeszcze zrealizować, przeszczepić? Po tylu latach jeżdżenia do Indii mam wrażenie, że w tej chwili moje wizyty nie są tam aż tak bardzo potrzebne. Siostry sobie świetnie radzą, mają wielkie poczucie odpowiedzialności, a jednocześnie dążą do świętości, biorą na serio życie zakonne. Jest dla mnie wielką radością, że siostry z wielkim zaufaniem i nadzieją patrzą w przyszłość. Mamy nadzieję, że Indie będą dla nas taką duchową pomocą, szczególnie myślę o placówkach gdzie nas jest coraz mniej. Siostry emanują duchową siłą, świadectwem w Indiach, wśród ludzi potrzebujących. Myślę, że tego świadectwa potrzeba będzie w przyszłości na misjach w innych krajach. Jest to bardzo pocieszające, że są takimi dojrzałymi osobami zakonnymi. - No właśnie, nieraz jak patrzymy przez pryzmat Europy, to wydaje się, że jesteśmy w tym naszym chrześcijaństwie jacyś skostniali, zgorzkniali. Czego tamtejsi chrześcijanie mogą nauczyć starą Europę? Bardzo wielu indyjskich chrześcijan zostało wygnanych, żyją oni w lasach, z lęku nie wracają do swoich domów. Mówią: „Możecie nam zrobić co chcecie, ale my naszego Boga nie oddamy”. Dla mnie wielkim świadectwem było również wyznanie biskupa z Bangaluru: „Mnie samego możecie zabić, zrobić ze mną, co chcecie, oddam życie za Chrystusa. Ale nie możecie zbezcześcić naszego najświętszego miejsca, jakim jest kościół, jakim jest Najświętszy Sakrament, jakim jest ołtarz”. I to jest gotowość dania życia za wiarę, świadomość tego, że my właśnie jesteśmy świadkami Chrystusa żyjącego tam na tych ziemiach wśród tak niewielu. Rozmawiając z naszymi siostrami, które tam były, chciałam wyczuć, czy się boją, czy powinny zmienić placówkę, czy powinniśmy je stamtąd zabrać, czy to nie jest dla nich za trudne miejsce. One jednak chcą być z ludźmi, są gotowe na wszystko, co Pan Bóg chce od nich. Siostry otrzymały list od biskupa z zaleceniem, aby na święta Bożego Narodzenia pasterka była bardzo wcześnie, jeszcze przed zmrokiem, by była przeżyta bardziej wewnętrznie niż eksponowana na zewnątrz. A tymczasem ludność bardzo lubi świętować, jest gotowa modlić się i śpiewać całą noc. Takiego świadectwa wiary, my jako zgromadzenie musimy się uczyć od tych młodych sióstr.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
2°C Niedziela
rano
5°C Niedziela
dzień
5°C Niedziela
wieczór
2°C Poniedziałek
noc
wiecej »

Reklama