O wyborach z 4 czerwca, okolicznościach rozmów przy "Okrągłym Stole", a także nie w pełni wykorzystanej wolności z bp. Alojzym Orszulikiem rozmawiał dla Radia Watykańskiego Rafał Łączny.
4 czerwca mija 20. rocznica historycznych wyborów 1989 r. W wyniku obrad „Okrągłego Stołu” swoich kandydatów do parlamentu mogła wystawić również opozycja. Jak wspomina bp Alojzy Orszulik, który był jednym z obserwatorów „Okrągłego Stołu” ze strony Episkopatu Polski, atmosfera 4 czerwca była niezwykle podniosła, zaś strona rządowa była zaskoczona wynikami wyborów, w których Komitet Obywatelski „Solidarność” już w pierwszej turze zdobył niemal wszystkie możliwe miejsca w Sejmie i Senacie. - Wybory z 4 czerwca 1989 roku były bez wątpienia momentem przełomowym w najnowszej historii Polski. Polacy mogli oddać swój głos przynajmniej w częściowo wolnych wyborach. Jak Ksiądz Biskup zapamiętał atmosferę tamtego czerwcowego dnia? Bp Alojzy Orszulik: Żyłem tym dniem, podjeżdżałem pod lokale wyborcze samochodem i obserwowałem, jak ludzie uczestniczą w tych wyborach. Sam oczywiście oddałem głos. Atmosfera była z pewnością bardzo podniosła. Tym bardziej, że wybory do Senatu były w pełni wolne, kontraktowy był tylko Sejm. Nasi „bracia komuniści” się przeliczyli, bo uważali, że „Solidarność” nawet 35 proc. głosów nie zagospodaruje. Okazało się jednak, że „Solidarność” zdobyła wszystkie możliwe miejsca, natomiast strona rządowa nie zagospodarowała zwłaszcza listy krajowej. Cała ta lista przepadła. - Czy w 1989 r. podczas wyborów i wcześniej przy okazji rozmów przy „Okrągłym Stole” Kościół czuł się architektem porozumienia między „Solidarnością” a stroną rządową? W jakimś sensie tak, także dlatego, że braliśmy udział wraz z późniejszym biskupem Bronisławem Dembowskim w obradach jako obserwatorzy. Oczywiście staliśmy po stronie „Solidarności” i jak najlepszych rozwiązań dla „Solidarności”, która była przecież związana z Kościołem. Właściwie pod parasolem kościelnym wielu działaczy rozwijało swoją aktywność. - Nie było obawy ze strony hierarchii kościelnej, że jeżeli podczas negocjacji „okrągłostołowych” coś pójdzie nie tak, to Kościół również poniesie jakieś konsekwencje ze strony władz? Takiej obawy nie było. A to z tej racji, iż przedstawiciele Episkopatu zostali zaproszeni do rozmów tych dwóch stron: społecznej, opozycyjnej, czyli „Solidarności” i rządu. Z różnych powodów rząd prosił, aby przedstawiciele Episkopatu uczestniczyli w rozmowach, ponieważ jak twierdzono, pan Wałęsa wycofuje się czasem z ustaleń. Natomiast sam Lech Wałęsa powiedział, że nie zasiądzie z komunistami do rozmów, „bo oni mnie okłamią”. Były zatem dwa różne motywy, ale obie strony prosiły o obecność przedstawicieli Episkopatu. - Po 20 latach od wydarzeń z 1989 roku pojawiają się opinie nie tylko historyków, ale także zwykłych obywateli, że ówcześnie zawarta umowa przy okazji „Okrągłego Stołu” była zdradą Polski, bo nie odsunięto całkowicie komunistów od władzy. Mówią tak młodzi, którzy wtedy chodzili w krótkich portkach, a po 20 latach wykształcili się, mają pewne talenty i prezentują najróżniejsze wizje. Trzeba było żyć w tej atmosferze. Tym bardziej, że komuniści absolutnie nie chcieli oddać władzy. Raczej zależało im, by włączyć „Solidarność” w odpowiedzialność za reformy i gospodarkę, a także obciążyć opozycję winą, jeśli zmiany by się nie powiodły. To są tylko dzisiejsze „gdybania”, że wtedy można było zrobić coś lepiej, od razu odsunąć komunistów od władzy. Trzeba pamiętać, że w Polsce stacjonowała 300-tysięczna Armia Czerwona wraz z odpowiednim wyposażeniem. Poza tym tak naprawdę władza spoczywała w rękach trzech generałów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, wojsko i partię.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.