Reklama

Prof. Jerzy Kłoczowski o 20-leciu Kościoła w niepodległej Polsce

Najważniejsza dla katolików w wolnej Polsce jest odpowiedź na pytanie, zadane przez Jana Pawła II: Co zrobicie ze swoją wolnością? - mówi w wywiadzie dla KAI dyrektor Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie prof. Jerzy Kłoczowski. Jego zdaniem polscy katolicy za mało sobie uświadamiają, jakie wezwania stoją przed nimi w coraz bardziej globalnym świecie.

Reklama

KAI: Trzeba było ustalić jakie jest miejsce Kościoła w życiu politycznym. - Trudność polegała na tym, że wszyscy jednoczyliśmy się przeciw komunizmowi, różnice były na drugim planie. Genialnie tę polską cechę pokazuje Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”. Potrafimy się mobilizować w obliczu wspólnego wroga, o czym świadczy wynik wyborów 4 czerwca – wówczas głosowało dwie trzecie narodu i osiągnęliśmy wynik, którego się nie spodziewaliśmy. Ale przekonanie, że się ta jedność utrzyma, było złudzeniem. I nikt w pierwszej chwili nie zdał egzaminu, Kościół też. Przekonanie, że trzeba tworzyć „partie Kościoła” było niedobrym pomysłem, a ludzie byli zdezorientowani. Nastąpiło nieuniknione rozbicie obozu niepodległościowego, konieczna była większa dojrzałość. Ze strony Kościoła była pokusa wykorzystania swojej pozycji, ale pojawiła się duża grupa polityków, pragnących Kościół, posiadający wyjątkową pozycję, zinstrumentalizować, wykorzystać dla własnych celów partyjnych. Pod katolickim szyldem powstawały partie o bardzo różnych treściach. Była to próba instrumentalizacji religii, bardzo niebezpieczna, zwłaszcza w społeczeństwach masowo katolickich. Jan Paweł II widział to niebezpieczeństwo i przed nim przestrzegał. KAI: Kościół na początku liczył jednak, że to politycy załatwią niektóre jego problemy? - Liczył na to, że zostanie załatwionych wiele spraw, na przykład związanych z aborcją, która przez dziesiątki lat była legalna. Wielu katolików „kulturowych” popierało aborcję. Za granicą można usłyszeć złośliwą uwagę, że w Polsce jest może 100 tys. chrześcijan, a reszta to rzymscy katolicy. Badania potwierdzają opinię, że jest u nas 10 proc. katolików głęboko zaangażowanych, a reszta to raczej chrześcijanie kulturowi. KAI: Jednak znaleźli się świeccy politycy, którzy potrafili ograniczyć aborcję, wypracowując kompromis, osiągając to, co można było maksymalnie wówczas osiągnąć. - Polityka jest sztuką kompromisu. A Kościół musiał przyswoić sobie model, wskazany przez Sobór Watykański II, że nie angażuje się bezpośrednio w politykę, a formuje polityków, czerpiących inspiracje z wiary. Wiemy, że nauczanie II Soboru Watykańskiego nie było w całej pełni przyswojone, gdyż żyliśmy w owej klatce PRL-u. Mówiąc „Kościół” mam na myśli wszystkich katolików, którzy są zróżnicowani w swoich poglądach. Byli w Kościele tacy ludzie, którzy wyobrażali sobie niepodległą Polskę jako państwo wyznaniowe. To archaiczna wizja, która nie uwzględniała wizji soborowej i realiów współczesnego świata. Konkordat, który został podpisany, podkreśla zaś autonomię obu podmiotów – państwa i Kościoła. Części z nas marzyło się państwo konfesyjne, tak jak niektórym muzułmanom marzy się dziś. KAI: Jednym ze sporów poza aborcją, który wybuchł po 1989 r. był spór o religię w szkole. - Trzeba pamiętać, że lekcje te są całkowicie dowolne, nie ma tu przymusu. Wszystko zależy od realizacji, od delikatności wprowadzenia tego rozwiązania. Równolegle do lekcji religii należało zorganizować zajęcia z etyki, ale w wielu wypadkach okazało się to zbędne – nie było chętnych. Ta decyzja była nie tyle niebezpieczna, co kontestowana przez te grupy, które biły na alarm, że idziemy w kierunku „państwa wyznaniowego”. Powrót religii do szkół naprawdę nie zmierzał do budowy państwa konfesyjnego, a był efektem odzyskanej wolności – jeśli chcieli tego rodzice, czemu nie? Premierem wówczas był Tadeusz Mazowiecki, a ministrem oświaty Henryk Samsonowicz i oni po prostu uszanowali wolę większości rodziców. Ci, którzy bali się konfesyjnego państwa traktowali to jako alarm i znacznie ten problem wyolbrzymili. KAI: Odbyły się więc dyskusje, ustalaliśmy model nowoczesnego państwa i rolę Kościoła w nim. Mówił Pan Profesor o nowych warunkach funkcjonowania Kościoła. - Jako historyk zgadzam się z opinią, że my Polacy nie mieliśmy od trzech stuleci, od początku XVIII w., gdy zarysowała się przewaga wielkich mocarstw europejskich, które doprowadziły pod koniec XVIII w. do rozbioru Rzeczpospolitej, tak pomyślnych warunków. Europa pięciu wielkich mocarstw istniała bardzo długo, a my walczyliśmy z trzema z nich. My cały czas walczyliśmy z tą Europą, w której jeszcze Jałta odzwierciedlała ten model. Mocarstwa zdecydowały, jaki będzie powojenny porządek i los małych narodów. Obecnie mamy zupełnie nową szansę istnienia Europy nie na zasadzie prymatu mocarstw, a na zasadzie, którą pamięta jeszcze chrześcijańska Europa pomocniczości przyjmująca, że państwo jest dla ludzi, a nie odwrotnie. Wyszliśmy też z kleszczy między Niemcami i Rosją i to jest naszą wyjątkową szansę, czego na ogół nie rozumiemy. Nie zapominajmy jednak, że wchodzimy w globalny świat przemian kulturowych, w którym same podstawy naszej tożsamości, nie tylko chrześcijańskie, zagrożone są bardzo poważnie. Są w Europie pesymiści, którzy mówią, że Europa się wykańcza.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
2°C Wtorek
noc
1°C Wtorek
rano
3°C Wtorek
dzień
3°C Wtorek
wieczór
wiecej »

Reklama