Na trwające w Łucku na Ukrainie prace ekshumacyjne na terenie byłego więzienia, gdzie w 1941 roku radzieckie NKWD zamordowało 2-4 tys. ludzi, przybyli polscy obserwatorzy. Według strony polskiej, w Łucku może spoczywać od 500 do 1000 Polaków.
W piątek na miejsce dotarł sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM) Andrzej Przewoźnik wraz z dwoma ekspertami, którzy będą obserwatorami wykopalisk ze strony polskiej - poinformował PAP Serhij Godlewski, szef wydziału kultury i ochrony dziedzictwa historycznego w łuckiej radzie miejskiej.
"Po trzech dniach robót nie posiadamy żadnych dowodów, potwierdzających narodowość ofiar" - powiedział urzędnik w rozmowie telefonicznej.
Według Godlewskiego, efektem prowadzonych prac są odnalezione szczątki około 20 osób. "Są to kości i czaszki ukryte pod pierwszą odkopaną warstwą ziemi. Trafiliśmy także na szczątki ludzkie zalane betonem" - relacjonował.
Przedstawiciel łuckiej rady raz jeszcze zapewnił, że władze miasta nie będą przeszkadzać polskim obserwatorom w ekshumacji. "Ich obecność to wynik uzgodnień między ROPWiM a ukraińską Państwową Komisją Międzyresortową do spraw Wojen i Represji Politycznych" - podkreślił.
Zgodę na udział polskich ekspertów w charakterze obserwatorów wykopalisk w Łucku ukraińska Komisja Międzyresortowa wydała w poniedziałek. Ekshumacje ofiar zbrodni rozpoczęły się we wtorek.
Do tragedii w Łucku doszło w czerwcu 1941 r. Uciekające przed natarciem Niemców NKWD rozstrzelało w miejscowym więzieniu 2-4 tys. osób. Większość pomordowanych to Ukraińcy. Zdaniem strony polskiej, pozostali - 500-1000 osób - to Polacy.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.