Włosi opłakują Buda Spencera, swego największego kowboja. Carlo Pedersoli – bo tak się naprawdę nazywał – zmarł przedwczoraj w Rzymie w wieku 86 lat.
Znany pod pseudonimem Bud Spencer, należał do najsłynniejszych włoskich aktorów. Do końca budował swą wiarą. Przejął ją od swych neapolitańskich rodziców. „Poszedłem w ich ślady, zmagazynowałem w sobie wszystko, czego mnie nauczyli, i dlatego do dziś jestem wierzący” – powiedział w jednym z wywiadów.
Kilka lat temu przyznał, że nie boi się śmierci, a raczej jako katolik jest jej ciekawy. „Życie nie jest w naszym ręku, wcześniej czy później staniemy przed Ojcem Niebieskim – mówił Bud Spencer. – Na starość coraz bardziej potrzebuję religii. Potrzebuję wiary. Wierzę w Boga, to mnie ratuje. I modlę się”. Zapytany przez dziennikarza, co i w jakim towarzystwie chciałby zjeść tuż przed śmiercią, włoski aktor odpowiedział: „Spaghetti. Z Jezusem Chrystusem”.
Na to trzydniowe, międzynarodowe spotkanie przybędzie ok. 30 osób z Polski.
Według najnowszego sondażu Calin Georgescu może obecnie liczyć na poparcie na poziomie ok. 50 proc.
Zapewnił też o swojej bliskości mieszkańców Los Angeles, gdzie doszło do katastrofalnych pożarów.