Frakcje Zielonych i socjalistów w Parlamencie Europejskim bez powodzenia próbowały przełożyć głosowanie nad reelekcją przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Barroso na czas po październikowym referendum w Irlandii w sprawie Traktatu z Lizbony. Głosowanie odbędzie się jak zaplanowano - w środę w południe.
Za zgłoszonym przez Zielonych tuż po rozpoczęciu sesji wnioskiem o wykreślenie z porządku obrad środowej sesji PE głosowania w sprawie Barroso opowiedziało się 135 eurodeputowanych, przeciw było znacznie więcej - 397 posłów, głównie chadeków, konserwatystów i liberałów. Wniosek Zielonych poparli jedynie socjaliści. Tak duża przewaga zwolenników Barroso w poniedziałkowym głosowaniu jest dla niego dobrym sygnałem na kluczowe głosowanie w środę.
Polska europosłanka SLD Joanna Senyszyn nie ukrywała rozczarowania. "Koleżanki i koledzy, postawmy na socjalną Europę, w której los ludzi pracy jest nie mniej ważny niż zysk. Nie dajmy się omamić słodkim słówkom, które skrywają bezwzględną, odczłowieczoną politykę prawicy" - apelowała o głosowanie przeciw Barroso.
Lider Zielonych Daniel Cohn-Bendit, wnioskując o odroczenie głosowania, argumentował, że chodzi zaledwie o trzy tygodnie. "Za 22 dni będzie referendum w Irlandii.(...) Głosowanie na podstawie zasad nicejskich, kiedy wiemy, że zaraz może zacząć obowiązywać Traktat z Lizbony, jest nie do przyjęcia. Chodzi o naszą wiarygodność" - przekonywał. Popierający go przewodniczący frakcji socjalistów Martin Schulz argumentował, że głosowanie obecnie w sprawie Barroso na podstawie Traktatu z Nicei, podczas gdy reszta członków KE ma być zatwierdzana na podstawie Traktatu z Lizbony, wprowadza "zamieszanie prawne".
To, czy głosowanie odbywa się na podstawie Traktatu z Nicei czy Lizbony ma kolosalne znaczenie. Gdyby propozycja Zielonych przeszła, wówczas Barroso potrzebowałby według Traktatu z Lizbony większości kwalifikowanej, czyli poparcia ponad połowy ze wszystkich 736 europosłów. Według obowiązującego Traktatu z Nicei, do zatwierdzenia Barroso wystarczy w najbliższą środę połowa z obecnych podczas głosowania eurodeputowanych.
Wstępne obliczenia wskazują, że Barroso uzyska wystarczające poparcie, choć raczej nie będzie ono przytłaczające. Niespodzianka jest możliwa, bo głosowanie będzie tajne.
Kandydaturę Barroso poprze jego rodzina polityczna, która go wystawiła, czyli chadecka frakcja Europejskiej Partii Ludowej. Choć EPL wygrała wybory do PE, sama nie ma wystarczającej większości (EPL liczy 265 posłów), dlatego Barroso musiał zabiegać o względy innych partii. Barroso może też liczyć na poparcie małej, postrzeganej jako dość eurosceptyczna, grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) z 54 europosłami. Zadecydują głosy trzeciej pod względem wielkości grupy liberałów i demokratów (84 europosłów), która jest dość podzielona w sprawie Barroso.
Znaczna część członków tej frakcji, w tym liberałowie niemieccy, brytyjscy, skandynawscy i belgijscy, deklarowała, że go poprze, podczas gdy Francuzi i Włosi z tej frakcji zapowiedzieli głosowanie przeciw. Sam przewodniczący liberałów, były premier Belgii Guy Verhofstadt nie ukrywał, że nie jest zachwycony tą kandydaturą i wciąż stawiał w ubiegłym tygodniu Barroso nowe warunki.
Przeciwni będą zgodnie z zapowiedziami Zieloni (55 europosłów) i komuniści (35 europosłów). Stanowiący drugą siłę polityczną socjaliści (184 europosłów) zapowiedzieli, że zagłosują przeciw albo wstrzymają się od głosu. Chyba, że - jak powiedział Schulz - Barroso w ostatniej chwili jeszcze zmieni swój program na bardziej socjalny i obieca, że stanowisko wiceprzewodniczącego KE i jednocześnie wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej KE powierzy socjaliście.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.