Skutki piątkowej katastrofy w kopalni "Wujek-Śląsk", widoczne w podziemnych wyrobiskach, wskazują, że doszło tam nie tylko do zapalenia, ale i następującego po nim wybuchu metanu - ocenia prezes Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), Piotr Litwa.
Taką możliwość już wcześniej sygnalizowała część ekspertów. Zapalenie tym różni się od wybuchu, że nie powoduje skutków dynamicznych - gaz spala się, nie ma natomiast eksplozji i podmuchu.
Aby metan zapalił się, potrzebna jest iskra. Może ona powstać np. w wyniku pracy podziemnych urządzeń lub uderzenia o siebie twardych skał. W przypadku kopalni "Wujek-Śląsk" wykluczono już, by iskra mogła być następstwem robót strzałowych (tego dnia ich nie prowadzono) lub wcześniejszego wstrząsu górotworu.
Według wstępnych ocen WUG, w rudzkiej kopalni doszło zarówno do zapalenia metanu, jak i wybuchu tego gazu.
"Najprawdopodobniej to był zapłon i w wyniku zapłonu nastąpił wybuch metanu. Możemy tak dzisiaj powiedzieć dlatego, ponieważ mamy informacje od ratowników górniczych jakie skutki są w wyrobiskach. Skutki raczej wskazują na to, że wybuch metanu był" - powiedział we wtorek Litwa w porannej rozmowie w Polskim Radiu Katowice.
Prezes nie wykluczył, że duża ilość metanu w feralnym wyrobisku mogła wiązać się z tzw. metanową pułapką. To sytuacja, w której nagle i niespodziewanie uwalnia się duża ilość metanu, ukrytego w skałach. Do takich zdarzeń dochodziło np. w ubiegłym roku w kopalni "Sośnica-Makoszowy", a kilkanaście dni temu w kopalni rud miedzi "Rudna" w Polkowicach. Cztery lata temu gwałtowny wyrzut metanu i skał miał też miejsce w kopalni "Zofiówka".
We wtorek w kopalni po raz pierwszy zbierze się powołana przez prezesa WUG komisja, która ma wyjaśnić przyczyny katastrofy. Prezes ma nadzieję, że uda jej się w miarę szybko przeprowadzić w rejonie katastrofy wizję lokalną. Nie nastąpi to jednak we wtorek ze względu na wciąż trudne, choć poprawiające się, warunki w wyrobisku.
"Wczoraj mieliśmy jeszcze problemy w dwóch tematach: w dalszym ciągu były podwyższone stężenia metanu, ponieważ doszło do zniszczenia urządzeń wentylacyjnych na dole i ratownicy muszą to odtworzyć, po drugie, zbyt wysoka temperatura. Ale dało się ją już zbić do wartości, która jest graniczna dla osoby, która nie jest ratownikiem, by mogła tam wejść" - powiedział prezes.
Dodał, że jeżeli działania ratowników pójdą zgodnie z planem, na wtorkowym posiedzeniu komisja będzie mogła zdecydować o terminie wizji, która mogłaby odbyć się np. w środę albo w czwartek.
Odnosząc się do medialnych doniesień o tym, że po katastrofie ktoś miał odkręcić czujnik metanowy, Litwa ocenił, że nie ma tu żadnej sensacji.
"W ramach prowadzonej akcji ratowniczej jej kierownik nakazuje wymianę czujnika z uszkodzonego na sprawny technicznie, a ten uszkodzony nakazuje, żeby wywieźć na powierzchnię, by zabezpieczyć go do badań" - wyjaśnił prezes, zaznaczając, że w sztabie akcji cały czas przebywa przedstawiciel nadzoru górniczego, który o wszystkim wiedział. Czujnik został przyniesiony przez ratownika do sztabu akcji i przekazany policji.
W katastrofie w kopalni "Wujek-Śląsk" zginęło 14 górników, a blisko 40 jest w szpitalach. Stan kilku z nich jest bardzo ciężki.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.