Sejmowa komisja śledcza badająca sprawę Krzysztofa Olewnika postanowiła w środę, że wezwie detektywa Krzysztofa Rutkowskiego i innych detektywów, którzy na zlecenie rodziny Olewników szukali sprawców porwania. Według Włodzimierza Olewnika Rutkowski oszukał go na milion złotych. Posłowie z komisji oceniają, że praca detektywów utrudniła działania policji i prokuratury.
"Detektywi - wśród nich Krzysztof Rutkowski - będą zeznawać 28 i 29 października" - powiedział PAP szef komisji Marek Biernacki (PO).
Zeznając 4 września przed komisją Włodzimierz Olewnik oświadczył, że różni naciągacze, którzy obiecywali pomoc w odnalezieniu porwanego syna, wyłudzili od niego 1-1,2 mln zł. O roli agencji detektywistycznej Rutkowskiego mówili też przed komisją policjanci i prokuratorzy prowadzący na różnych etapach śledztwo w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika.
Maciej Florkiewicz z Prokuratury Krajowej uznał, że "nieszczęściem tej sprawy" było uczestniczenie w niej firmy Rutkowskiego, która - zamiast policji - prowadziła podsłuch z aparatów telefonicznych Olewników. "Jak to może być?" - pytał. Także b. komendant wojewódzki mazowieckiej policji Zdzisław Marcinkowski przyznał, że detektyw Rutkowski utrudniał prace policji.
Komisja chce też przesłuchać innych wynajętych przez rodzinę detektywów zajmujących się sprawą oraz pracowników firm ochroniarskich, których w nocy przed porwaniem w październiku 2001 r. Olewnikowie gościli na grillu.
W środę przed komisją zeznawali dwaj prokuratorzy z wydziału ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Warszawie - Robert Majewski i Robert Makowski. Obaj nadzorowali prace prok. Radosława Wasilewskiego, który przejął sprawę latem 2004 r. z wydziału śledczego prokuratury okręgowej.
To jego praca doprowadziła do ustalenia sprawców i uporządkowania śledztwa, którym wcześniej zajmowało się kilku innych prokuratorów. Jak się okazało po czasie, gdy Wasilewski dokonał kluczowych ustaleń, Krzysztof Olewnik już nie żył - po ponad 2 latach uwięzienia porywacze go zabili. Szansa na uwolnienie Krzysztofa żywego przepadła wcześniej, gdy śledztwo nieudolnie prowadzili jego poprzednicy.
Majewski jako kierownik działu w wydziale ds. przestępczości zorganizowanej - jak sam mówił - prowadził nadzór formalny. "Do moich zadań należało zatwierdzanie wniosków o przedłużenie śledztwa i innych oraz sporządzanie zbiorczych informacji o stanie spraw dla nadzorujących" - oświadczył. Jak zeznał, nie dokonywał całościowych analiz akt śledztwa prowadzonego przez Wasilewskiego, bo uważał, że takie zadanie należało do przełożonych - prokuratora Makowskiego i nadzorców z prokuratury apelacyjnej oraz krajowej.
Prokurator Makowski - szef całego wydziału "pezetów" - oświadczył natomiast, że Wasilewski "zrobił wszystko by tę sprawę rozwikłać", w czym miał jego wsparcie oraz "aktywny nadzór" prokuratora Florkiewicza, który bardzo zaangażował się w to śledztwo. "Bardzo dobrze się stało, że do sprawy włączyło się CBŚ" - dodał Makowski.
Wiceszef komisji Zbigniew Wassermann (PiS) ocenił, że stało się to za późno, bo do największych błędów doszło tuż po porwaniu, gdy policjanci z Płocka źle zabezpieczyli dowody oraz - jak się okazało potem - ukryli przed prokuraturą część swoich ustaleń operacyjnych, które mogły doprowadzić do szybkiego uwolnienia Olewnika.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.