Krzysztof Wielicki, kierownik narodowej wyprawy na niezdobyty zimą szczyt K2 (8611 m) w Karakorum poinformował, że nastroje w ekipie są bardzo dobre. We znaki daje się wicher, który - według relacji Rafała Froni - wyje jak hiena przed namiotem.
Wielicki przekazał z bazy pod K2, że na chwilę obecną nie ma żadnych poważniejszych problemów ze zdrowiem uczestników ekspedycji, w której udział biorą także: Maciej Bedrejczuk, Adam Bielecki, Jarosław Botor (ratownik medyczny), Marek Chmielarski, Janusz Gołąb, Marcin Kaczkan, Artur Małek, Piotr Snopczyński (kierownik bazy), Piotr Tomala, Dariusz Załuski (filmowiec) i Denis Urubko.
W górze na rekonesansie byli już Gołąb i Urubko, którzy dotarli prawie do 6000 m n.p.m. Odstąpiono od planu założenia tam obozu I, powstanie od razu "dwójka" na wysokości 6200 m, z uwagi na lepsze warunki.
"Wieje od rana, jednak decydujemy się wyjść. Siedzenie w bazie nie przybliży nas do wierzchołka. Cel: zaporęczować ile się da. Liny z lata nie są do wykorzystania, ponieważ są głęboko wtopione w twardy lód. Gdy docieramy w pobliże 6000 m, wiatr zupełnie oszalał. Nie sądzę, aby w tych warunkach można iść jeszcze wyżej" - przekazał Gołąb po powrocie do bazy.
Próbę wspinaczki na wysokość powyżej 6000 m mają podjąć niebawem Snopczyński i Fronia, nazwany przez kolegów naczelnym kronikarzem wyprawy.
"Od pięciu dni nie ma słońca, wstaje kolejny bazowy, szary dzień wyjący wichrem jak siedząca przed namiotem hiena. Cerata tropiku szeleści i trzeszczy jakby za chwilę zaspy miały wtargnąć do środka" - poinformował Fronia, dodając z radością: "Dziś dzień kąpieli. Niby nic, ale...". W dzienniku wyprawy tak go opisał:
"W kuchni połączonej z mesą niewielkim przedsionkiem topi się lód, woda zaczyna parować. Zabieram czyste rzeczy, mały ręcznik. Płyn do kąpieli ląduje pod pachą... czekam, aż zrobi się plastyczny i będzie go można wycisnąć z lodowej skorupki. Otulony puchową kurtką kroczę do łaźni. Wspomniany przedsionek, to nakryty foliowym tarpalem i wyposażony w karimatę leżącą na lodzie oraz krzesełko zaułek w plątaninie namiotów, lin i pianek.
- Biorę z kuchni wiaderko z gorącą wodą i kubek. Szybko zrzucam to co mam na sobie, bose stopy stoją na lodowej powłoce pokrywającej karimatę, tuż obok minus 21 stopni, łaźnię czas zacząć - brrrr... Kubkiem nabieram wody, i wylewam to na głowę, parzy! Ale spływająca woda szybko traci temperaturę; na ramionach jest ciepła, na brzuchu letnia, gdy spływa po kolanach już czuć, że stygnie, a dotknąwszy stóp ledwie płynie, zaraz pogrubi lodową skorupę na karimacie, na której stoję. Trzeba uważać by nie wywalić orła...
- Klitkę wypełnia para, którą co chwila wydmuchuje na zewnątrz wdzierający się do środka wiatr. Szampon, woda, szampon, woda. Trwa wyścig. I cały czas nerwowe dreptanie w miejscu. Wreszcie lodowa posadzka topnieje, już stoję w letniej wodzie, ale to chwila. Wiadro jest puste. Ręcznik w ruch, świeże ciuchy i truchtem do piecyka. Zęby szczękają... coraz wolniej, można się rozluźnić... wokół wraz z ciepłem płynie po mesie zapach czystości, szamponu, dezodorantu.
- Chłopaki patrzą na mnie jak na przybysza z innej planety. Odzywają się głosy: ja poczekam na słońce, eeee - z brudu jeszcze nikt nie umarł... Faktycznie, może lepiej było poczekać? Ale ten oddech skóry, która stała się jakby inna, jest bezcenny" - podsumował naczelny kronikarz wyprawy.
Wyprawa na drugi pod względem wysokości szczyt Ziemi jest jedną z najważniejszych ekspedycji wysokogórskich w historii polskiego alpinizmu. Zimowe wejścia na ośmiotysięczniki stanowią największe, sportowe wyzwania współczesnego himalaizmu.
K2 było atakowane zimą w ogóle tylko trzykrotnie. Na przełomie 1987 i 1988 roku próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Andrzeja Zawady, w 2003 roku ekipą dowodził Wielicki, a w 2012 roku wspinali się Rosjanie. Żadna z tych ekspedycji nie przekroczyła jednak progu 7650 m.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"