Że dziś kościoły w Polsce nie świecą pustkami, a Instytut Statystki może ogłaszać ciągle wysoki poziom przystępujących do spowiedzi wielkanocnej, nie jest to pokłosie szkoły Żywego Kościoła?
Zanim nadleciały ptaki poczułem zapach ziemi. Było około siedemnastej. Wracałem z kościoła. Wciągnąłem głęboko powietrze i już wiedziałem, że idzie wiosna, choć synoptycy zapowiadali powrót zimy. Bo ziemia o każdej porze roku pachnie inaczej. Mieszkając przez wiele lat w mieście nie wiedziałem o tym. Skąd zresztą mogłem wiedzieć. Asfalt nie pachnie. Kostka brukowa również. Chyba że pies jakiś zostawi na niej ślad swojej obecności. Ale wtedy nie pachnie wiosną. Gdy ziemia zaczyna pachnieć, a na niebie pojawiają się pierwsze klucze gęsi, zmienia się postrzeganie świata. Można stać i patrzeć w zachwycie, nasłuchiwać nawoływania żurawi, a wtedy wszystko inne wydaje się być mało istotne. Nie ma spraw pilnych. Sześć żurawi, urządzających koncert za kościołem, bardziej skupi uwagę niż niejedno doniesienie o kolejnym konflikcie bądź skandalu. A gdy samce swój taniec zaczną wokół samic to już wzroku od nich oderwać nie można. Nawet lud Boży przy konfesjonale cierpliwie czeka, bo jak można proboszczowi przeszkadzać, gdy za ogrodzeniem takie cuda. A jak się na Błota Rakutowskie pojedzie, tam dopiero się dzieje. Coraz to nowi ptasi goście przybywają. Gdyby tak przenieść kościół na brzeg jeziora…? Choć śniegi jeszcze w łozinach i wody płytkie lodem skute, wiosnę czuć na całego.
Usiadłem wieczorem przy biurku, okno uchylone, tematu szukam, nawoływanie żurawi jeszcze po lesie niesie, wrzask ciszę przeszywa. O czym pisać? Wszystkie aktualne tematy omówione z każdej możliwej strony. Francuski teleturniej pewnie już nikogo nie dziwi. Bo czemu ma dziwić, skoro każdy rodzic wie, że najlepszym sposobem na pozbycie się problemu (czytaj dziecka), jest włączenie komputera z najnowszą grą komputerową. A te, wiadomo, na zabijaniu głównie polegają. Więc niby czemu mamy się dziwić? Że dzieci nauczyły się tego, czego miały się nauczyć?
Żurawie za oknem wrzeszczą mimo nocy, tematu nie ma, Tygodnik na ławie leży. Jeden artykuł wpada w oko. Ks. Jacek Prusak wojnę z Piotrem Kaznowskim toczy. O Sobór Watykański II oczywiście. Słowna ekwilibrystyka. Zapytano mnie niedawno na czacie czym jest hermeneutyka ciągłości i eschatologia dyskontynuacji. Czat nie sala wykładowa. Trudno odpowiedzieć jednym równoważnikiem zdania, a następne pytania już się sypią. Przymknąłem oczy. Przecież nie o to chodziło, gdy Jan XXIII zwoływał Sobór. Aggiornamento. Idąc do seminaryjnej kaplicy i na wykłady do auli św. Tomasza widziałem ten napis na ściennej gazetce. Każdego dnia przypominał mi, że o odnowę chodziło. Człowieka i Kościoła. Zanim przekroczyłem progi seminarium miałem możliwość doświadczenia jej owoców. Kurs dla lektorów, na który zostałem wysłany (pierwszy w diecezji), zaowocował nie tylko czynnym włączeniem się w liturgię. O wiele ważniejsza była fascynacja Pismem św. Więc najpierw były podchody, by zdobyć egzemplarz Biblii na własny tylko użytek (nie ukrywam, panu zarządzającemu tym ukrytym pod ladą skarbem dałem łapówkę), a potem szkoła codziennej, systematycznej lektury. Gdy pojechałem na pierwszą oazę nikt już nie musiał mnie przekonywać do codziennego studium Pisma św.
Właśnie, oaza, wtedy nazywana Ruchem Żywego Kościoła. Jeden z rodzimych owoców Soboru. Jak mawiał kardynał Wojtyła – eklezjologia Vaticanum Secundum przełożona na język konkretnego zaangażowania. Gdyby pozbierać wszystkich, którzy przez te lata przeszli formację w oazie, pewnie niejedna Warszawa by została zapełniona mieszkańcami. Że dziś kościoły w Polsce nie świecą pustkami, a Instytut Statystki może ogłaszać ciągle wysoki poziom przystępujących do spowiedzi wielkanocnej, nie jest to pokłosie szkoły Żywego Kościoła, szkoły podporządkowania życia światłu Słowa?
Idąc za retoryką niektórych środowisk należało by to wszystko unieważnić, nazwać psuciem Kościoła, okradaniem Go z sacrum i zacząć myśleć o kolejnej reformie reformy, gdzie ideałem będzie wierny zawsze mierny, milczący i dający na tacę, najlepiej nie zadający niewygodnych pytań.
Sądząc po czynionym hałasie należało się spodziewać, że przynajmniej kilka razy dziennie rozlegnie się dzwonek w drzwiach, a za progiem będzie stała kolejna delegacja, domagająca się od proboszcza sprawowania Eucharystii według mszału błogosławionego Jana XXIII. Jestem zawiedzony. Żadnej delegacji nie było. Do sąsiadów też nie poszli. Owszem pytali, a przy okazji strach widziałem w oczach. Jak to, proboszczu, to już nie będzie można modlić się po polsku? Nie dziwiłem się pytaniu. Sądząc po tytułach niektórych publikacji i wypowiedziach, jakie od pewnego czasu dominują w mediach, odnosi się czasem wrażanie, że już nie będzie można.
Przy okazji tych refleksji zadaję sobie inne pytanie. Ciągle słyszę (zawsze z tej samej strony) o szkodach, spowodowanych soborowymi reformami. Mylił się Jan Paweł II, gdy w Liście na dwudziestopięciolecie Konstytucji o Liturgii pisał o owocach reformy? Mylili się kolejni papieże mówiąc o dobrych owocach Soboru? Nie ma czegoś takiego jak pokolenie dzieci Soboru? Pokolenie – mimo braku przywiązania do łaciny i manipularza – wcale nie okaleczone.
Żurawie przycichły, cisza ściele się nad lasem, ziemia pachnie. Przymykam oczy i widzę te dziesiątki a nawet setki dzieci Soboru, z którymi dane mi było zetknąć się przez lata kapłańskiej posługi. Widzę ich wiarę, żarliwość i zaangażowanie. Czasem, a nawet dość często, jestem zaskoczony. Mile zaskoczony. Bo nie spodziewałem się… I gdy o tym wszystkim myślę nie mam wątpliwości. Idzie wiosna. Jak chciał tego błogosławiony Jan XXIII.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.