Przemoc domowa jest w Polsce nadal problemem czterech ścian, wzrasta jednak świadomość społeczna i coraz więcej jej ofiar decyduje się zmienić swoje życie - ocenia policja.
Jak wynika z raportu KGP, dotyczącego skali przemocy w rodzinie, w 2009 r. ofiarami tego przestępstwa padło ponad 132 tys. osób. Wśród nich najwięcej było kobiet - prawie 80 tys., oraz dzieci i młodzieży - ponad 41 tys. Na policję zgłosiło się więcej niż w latach wcześniejszych mężczyzn, którzy twierdzili, że są bici przez swoje partnerki - prawie 12 tys. W sumie policja interweniowała ponad 81 tys. razy.
"Liczba interwencji związanych z przemocą domową spadła w porównaniu z latami wcześniejszymi. Było ich o ponad 5 tys. mniej niż w 2008 r., mniej było również ofiar - o blisko 7 tys." - oceniła w rozmowie z PAP Agnieszka Hamelusz z wydziału prasowego KGP. Jak dodała, może to być efekt m.in. wzrostu świadomości społecznej i różnego rodzaju kampanii skierowanych do ofiar tego przestępstwa.
Z danych policji wynika również, że nadal jedną z najczęstszych przyczyn przemocy w rodzinie jest nadużywanie przez sprawcę alkoholu - tak było w 54 tys. odnotowanych w ubiegłym roku przypadków. Nadal też sprawcami są przede wszystkim mężczyźni. "Stereotypem jest jednak przekonanie, że problem dotyczy jedynie rodzin patologicznych. Sprawcami są też osoby z wyższym wykształceniem, dobrze sytuowane - lekarze, adwokaci, biznesmeni" - zaznaczyła Hamelusz.
W 2009 r. - zgodnie z raportem - problem przemocy domowej częściej dotyczył miast (ponad 48 tys. interwencji) niż wsi (ponad 33 tys. interwencji). Najwięcej takich przypadków odnotowano natomiast na obszarach podległych komendom wojewódzkim w Radomiu i Poznaniu.
Statystyki - jak przyznają policjanci - nie odzwierciedlają jednak w pełni rzeczywistości. Wiele ofiar przemocy domowej - przede wszystkim kobiety - nie zgłasza się na policję, żyjąc latami ze swoim katem. Powody są różne. Czasem wstydzą się, czasem boją, że nie poradzą sobie np. finansowo. Mamią się też nadzieją, że w końcu coś się zmieni lub obarczają się winą za kolejne pobicie. Nawet jeśli dojdzie do zgłoszenia sprawy, ofiara często się wycofuje.
"Przychodzą do nas, gdy zostaną pobite. Szukają pomocy, a po kilku dniach przychodzą ponownie. Mówią, że zmieniły zdanie, bo np. mąż obiecał poprawę, przestał pić. Tłumaczą się dziećmi i tym, że nie mogą rozbijać rodziny, a przecież ich dzieci też są ofiarami, nawet jeśli nie są bite" - zaznaczają policjanci. Jak dodają, "rekordzistki" wracają kilka, czasem kilkanaście razy.
Do tej pory rzadko o przemocy wobec siebie mówili też mężczyźni. Jak oceniła w rozmowie z PAP Hamelusz, miało to związek z uwarunkowaniami psychicznymi, względami kulturowymi i strachem przed oceną środowiska. Nadal problemem jest też przemoc wobec najmłodszych dzieci (w 2009 r. jej ofiarami padło blisko 28 tys. dzieci do lat 13). One same zazwyczaj są zbyt małe, by zwrócić uwagę na swoją gehennę, a sąsiedzi nie reagują nie chcąc mieszać się w nie swoje sprawy. "Często dopiero, gdy dochodzi do tragedii dowiadujemy się, że sąsiedzi słyszeli płacz dziecka, podejrzewali, że może być bite" - dodała Hamelusz.
Od października 1998 r. działa specjalna procedura tzw. Niebieska Karta. W praktyce jest to formularz składający się z dwóch części. Pierwszą wypełnia policjant, wezwany do domu, w którym doszło do awantury. Opisuje w niej przebieg zdarzenia, jego przyczyny, następstwa i stan ofiary. Jego notatka trafia następnie do dzielnicowego. Druga część, zawierająca m.in. informacje o prawach, telefony instytucji, które mogą pomóc, zostaje przekazana ofierze.
Zgodnie z procedurą, dzielnicowy musi w ciągu siedmiu dni nawiązać kontakt z rodziną, powiadomić o jej sytuacji odpowiednie instytucje i zainteresować się dziećmi. Zobowiązany jest też do systematycznego - przynajmniej raz w miesiącu - sprawdzania sytuacji w danym domu.
Powstał również specjalny poradnik dla dzielnicowych, zawierający nie tylko dokładne definicje przemocy i opis jej skutków, ale także informacje, w jaki sposób dotrzeć do ofiar, jak z nimi rozmawiać i jak im pomagać.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.