Wiara oparta wyłącznie na moralistycznej kazuistyce i pewnych wzorcach kulturowych może się zachwiać lub wypaczyć.
Zbliża się jesień. Poranne mgły coraz dłużej ścielą się nad polami. Nocny chłód orzeźwia rozgrzane letnimi upałami mieszkania. Żeby tak jeszcze umysły ochłodził. Bo tu ciągle pustynny żar, niekiedy rozpalający do granic wytrzymałości. Wystarczy iskra. Czasem dwie.
Zatem słynna wypowiedź arcybiskupa Grzegorza Rysia. Gdyby położyć na jednej szali sieciowy hejt, na drugiej merytoryczną dyskusję, pewnie wyjdzie stosunek tysiąc do dziesięciu (jeśli przewaga pierwszego nie będzie większa). Tym bardziej należy cenić spokojny i rzeczowy tekst Damiana Jankowskiego, jaki ukazał się wczoraj na internetowych stronach Więzi. Argumentów powtarzać nie trzeba. Natomiast warto przypomnieć przestrogę, jaką w latach siedemdziesiątych często dawało swoim podopiecznym wielu ludzi Kościoła. Ceniony przez młodzież i rodziców opiekun ministrantów w jednej z włocławskich parafii przestrzegał: „Z dobrego ministranta wyrośnie albo dobry ksiądz, albo dobry milicjant, albo dobry pierwszy sekretarz PZPR. Dlatego macie pracować nad sobą, często przystępować do sakramentu pojednania i nie zaniedbywać adoracji Najświętszego Sakramentu”. Uważna obserwacja otoczenia przyznawała mu rację. Choć nie o rację tu chodzi. Chodzi o relację. Ów ksiądz wiedział, albo przynajmniej przeczuwał, że w obliczu różnych wyzwań i kryzysów wiara oparta wyłącznie na moralistycznej kazuistyce i pewnych wzorcach kulturowych może się zachwiać lub wypaczyć.
Podobnie myśleli inni. Jak to się dzieje – pytał dziesięć lat później ks. Józef Tischner – że bardzo religijny góral spod Nowego Targu zrywa więź z Kościołem w chwili gdy zamknie za sobą drzwi nowego mieszkania w Nowej Hucie. Dziś powiedzielibyśmy że wszedł w relacje z pewnymi formami kulturowymi, ale one nie pomogły nawiązać relacji z Bogiem.
Jeszcze gorętsza dyskusja rozpętała się po słynnej wypowiedzi jednego z księży o schodzeniu na poziom zwierzęcia kogoś, kto nie wierzy w Boga. Pomijam formę i kulturę wypowiedzi. Natomiast warto zwrócić uwagę na jeden aspekt. Rozmówcy (jeśli tak można ich nazwać w sytuacji, gdy argumenty zastępują inwektywy) przywołują Arystotelesa i odniesienia do jego definicji człowieka w teologii i filozofii św. Tomasza z Akwinu. Problem polega na tym, że nie jest ona jedyną, do jakiej przywoływany Akwinata się odwołuje. Tomasz bowiem skorzystał także z definicji Boecjusza. Człowiek – twierdzi Boecjusz – to indywidualna substancja o rozumnej naturze.
Czy dla Boecjusza owa indywidualna substancja była tożsama z arystotelesowskim zwierzęciem – pozostawmy do rozstrzygnięcia filozofom. Wszelako mając na uwadze wpływ, jaki w ostatnich latach życia wywarł na filozofa Kasjodor (on wyniósł z więzienia ostatnie dzieło Boecjusza: „O pocieszeniu filozofii”) można nabrać wątpliwości i wspomnianą tożsamość kwestionować. Natomiast przy okazji warto zauważyć jak postrzega problem chrześcijański Wschód. Ciekawy artykuł ukazał się w połowie lat osiemdziesiątych w miesięczniku W drodze (redakcji składamy życzenia z okazji obchodzonego przed kilkoma dniami jubileuszu). Autor, zdaje się (nie jestem pewien, a wyciągać z drugiego rzędu starych roczników mi się nie chce) abp Anthony Bloom, odniósł się krytycznie do wykorzystującej definicję Boecjusza teologii katolickiej. Po pierwsze – twierdził – wywodzi się ona z kręgów negujących Wcielenie. Po drugie człowiek nie jest indywidualną substancją z tej choćby racji, że został stworzony na obraz i podobieństwo Boże. A przecież chrześcijański Bóg jest wspólnotą osób: Ojca, Syna i Ducha Świętego. Zatem stworzony na Jego obraz człowiek jest ze swej natury bytem relacyjnym.
Cóż, wracamy do punktu pierwszego. Czyli do wiary będącej żywą relacją. Nie tylko z Jezusem, jak chce wielu nauczycieli religii. Przecież celem tej relacji jest wejście w wewnętrzne życie Trójcy Świętej.
Jej budowaniu służy życie sakramentalne, ale też ćwiczenie duchowe o jakim często mówi Franciszek (jak za chwilę przekonamy się nie tylko on). Temat został podjęty przez wspólnotę Bose. Wczoraj (środa) rozpoczął się XXVI Kongres Duchowości Prawosławnej: „Rozeznanie i życie chrześcijańskie”. Omówienie przesłania Franciszka zamieściliśmy w serwisie Kościół. Warto przywołać także fragmenty przesłania, jakie do uczestników Kongresu skierował Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej. Czytamy w nim między innymi: „Rozeznanie jest cnotą eklezjalną, ożywiającą i inspirującą wszystkie przejawy i obszary świadectwa Kościoła w świecie. Jest ono nierozerwalnie związane z należącą do istoty Ewangelii wolnością w Chrystusie i wyraża się w ‘czynieniu prawdy w miłości’, będącym osobistą odpowiedzią na miłość Boga (…) Tylko dzięki rozeznaniu można skutecznie wzywać młodych ludzi do świadomego i aktywnego uczestnictwa w życiu Kościoła i pielęgnować w nich żarliwe pragnienie życia w Chrystusie”. Tym, co przeszkadza w odkrywaniu owego pragnienia jest redukcja chrześcijaństwa do prawnego systemu norm. Dlatego trzeba pamiętać, że „Kościół jest szpitalem, nie sądem. Prawno-moralistyczna wizja, błędnie przedstawiająca tajemnicę spowiedzi i przebaczenia grzechów, jest obca tradycji prawosławnej”.
"Rozeznanie jest sztuką (l’arte) wyboru" – powiedział na rozpoczęcie Kongresu założyciel wspólnoty, Enzo Bianchi. Tej sztuki trzeba się uczyć, o tę umiejętność trzeba pokornie prosić na modlitwie, szukając – co nie jest takie łatwe – wspomagających rozeznanie mistrzów. O nich pisał wspomniany metropolita Anthony Bloom: „kierownik duchowy to ktoś, w kogo oczach uczeń zobaczył blask życia wiecznego . I zapragnął, by to światło zapaliło się w jego sercu”. To jest recepta na skuteczne budowanie wiary, będącej relacją. Być może dzięki tej recepcie w przyszłości już nikt będzie pisał o niszczących jednostki i całe społeczeństwa wychowankach szkół i wspólnot kościelnych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.