Premier Donald Tusk oświadczył, że nie wyobraża sobie, aby Rosjanie nie zgodzili się na obecność polskich archeologów na miejscu katastrofy pod Smoleńskiem. Podkreślił, że jeśli strona polska zasygnalizuje mu jakiekolwiek problemy, będzie interweniował.
"Gdyby się okazało, że ze strony rosyjskiej pojawi się jakikolwiek sygnał, który ja odbiorę jako chęć utrudniania dostępu do jakiegokolwiek fragmentu badania, jeśli nasi ludzie dadzą sygnał - a podkreślam, są to trzy niezależne od siebie instytucje: komisja, akredytowany (przy rosyjskiej komisji Edmund Klich-PAP) i prokuratura - że istnieje jakaś blokada polityczna czy organizacyjna, będę natychmiast podejmował interwencje w tej kwestii" - zapewnił.
Premier dodał, że zakłada, iż rozmowa marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem w Moskwie będzie także dotyczyła "jednoznacznego potwierdzenia gotowości wykonania (przez stronę rosyjską) wszystkiego, co polska strona zamówi".
Tusk powiedział, że oczywiście mógłby od strony rosyjskiej zażądać, żeby ogrodzono teren katastrofy w promieniu kilku kilometrów, ale - jak ocenił - byłoby to irracjonalne. Zdaniem szefa rządu, udało się do minimum ograniczać zjawiska, które zdarzają się przy tego typu katastrofach na świecie, takie jak szabrownictwo.
"Odrobina wyobraźni wystarczy, żeby wiedzieć, że to nie jest takie proste zapewnić, by - dopuszczając ludzi na to miejsce - zadbać o to, żeby nic nie zostało stamtąd wyniesione" - podkreślił premier.
Sugerował, że obecna administracja może doprowadzić do wojny jądrowej.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.