Skąd w środku Wielkiego Postu wzięła się Niedziela Radości?
Dziś IV Niedziela Wielkiego Postu - półmetek tego okresu liturgicznego. To Niedziela Laetare, czyli Niedziela Radości. Wydaje się, że coś tu nie gra - od prawie miesiąca trwamy w czasie pokutnym, a tu nagle, nie z tego, ni z owego pojawia się Niedziela Radości. Zamiast fioletowego ornatu ksiądz odprawia Mszę w różowym, w kościele mogą pojawić się kwiaty (przez cały Wielki Post ich nie ma), a teksty liturgiczne mówią nam ciągle o radości. Modlitwa kolekty w czasie Mszy Świętej wspomina o tym, że już niedługo nadejdzie radość Wielkiej Nocy zmartwychwstania Pana Jezusa. Ale dlaczego cieszyć się akurat teraz? Skąd ta radość w środku Postu?
Niedziela Laetare ma wielowiekową tradycję. Jest znana już w czasach, okres pokuty i postu zaczynał się później niż dziś, w poniedziałek po Niedzieli Radości. W pewnym uproszczeniu niedziela ta pełniła wtedy funkcje dzisiejszych kościelnych ostatków.
Później wokół tego dnia narastały kolejne zwyczaje. W późnym średniowieczu tego dnia mieszkańcy Rzymu obdarowywali się pierwszymi kwitnącymi różami, a od XVI w. papież w bazylice Krzyża Świętego święcił złotą różę i wręczał ją osobie zasłużonej dla Kościoła. Stąd inną nazwą wielkopostnej Niedzieli Radości jest Niedziela Róż. Służbie dawano dzień wolny, aby mogła wraz z całymi rodzinami uczestniczyć w liturgii w swoim kościele parafialnym.
Liturgia przedsoborowa zwracała też tego dnia uwagę na macierzyńska rolę Kościoła wobec wiernych. Padały w niej słowa z Listu do Galatów, mówiące o tym, że "górne Jeruzalem cieszy się wolnością i ono jest naszą matką". Dlatego w wielu krajach tego dnia obchodzono również Dzień Matki. Tak jest do dziś na przykład w Irlandii.
W swojej katechezie papież skoncentrował się na scenie pojmania Jezusa.
2,1 mld. ludzi wciąż nie ma dostępu do bezpiecznej wody pitnej.
Sytuację nauczycieli religii pogarsza fakt, że MEN dał im za mało czasu na przekwalifikowanie się.