Izrael rozpoczął w niedzielę na granicy z Libanem ćwiczenia wojskowe, które mają na celu sprawdzenie przygotowania kraju na wypadek konfliktu. Zaalarmowały one libańską milicję Hezbollach, z którą Izraelczycy walczyli przed czterema laty.
Zakrojone na dużą skalę pięciodniowe ćwiczenia, organizowane czwarty rok z rzędu, "są dodatkowym środkiem przygotowywania społeczeństwa i władz lokalnych do okresów sytuacji nadzwyczajnych" - głosi komunikat armii izraelskiej.
W ciągu pierwszych trzech dni w ćwiczeniach będą uczestniczyć wyłącznie siły bezpieczeństwa, służby ratunkowe oraz personel ministerstw i urzędów państwowych.
W środę rano w całym Izraelu rozlegną się syreny alarmowe wzywające ludność do udania się do schronów i innych bezpiecznych miejsc w celu sprawdzenia przygotowania społeczeństwa do ewentualnej wojny.
Tego rodzaju manewry przeprowadza się w Izraelu co roku, zawsze w maju, jednak tym razem poprzedził je wzrost napięcia na granicy libańsko-izraelskiej, który nastąpił po ogłoszeniu przez Izrael, że Syria dostarczyła Hezbollachowi pocisków rakietowych Scud. W ich zasięgu znajduje się 2/3 najgęściej zaludnionego terytorium Izraela.
Damaszek zaprzeczył twierdzeniu Izraela, podczas gdy Hezbollach nie wypowiada się w tej sprawie.
W ubiegły piątek Hezbollach ogłosił, że będzie trwał na południu Libanu "z palcem na cynglu".
Libański premier Saad Hariri, wypowiadając się w sobotę w Kairze na temat izraelskich ćwiczeń, zapytał: "Dlaczego ktoś posuwa się do organizowania ich właśnie w chwili, gdy podejmuje się wysiłki w celu wznowienia rozmów pokojowych?" w regionie.
Rozumiemy trudną sytuację organizacji pozarządowych - przekazała PAP Kancelaria Premiera.
Szef państwa ukraińskiego powtórzył, że Putin nie chce zakończenia wojny.