Parlamentarzyści PiS zaapelowali w czwartek do prezydenta Bronisława Komorowskiego, by przeciął "gorszący spór" ws. krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Wszystkie narzędzia są w ręku prezydenta - powiedział na konferencji prasowej szef klubu PiS Mariusz Błaszczak.
"Czas, żeby pan Bronisław Komorowski wyszedł do ludzi. Czas, żeby pan Bronisław Komorowski po konsultacji z ludźmi, ze społeczeństwem zdecydował o tym, w jaki sposób należy uczcić tych, którzy zginęli 10 kwietnia" - powiedział Błaszczak w czwartek rano w Sejmie.
Jego zdaniem, najlepszym rozwiązaniem jest narodowy konkurs na projekt upamiętniający ofiary katastrofy z udziałem przedstawicieli rodzin ofiar, artystów, architektów, przedstawicieli Kościoła i harcerzy. "Wspólnie można tutaj wypracować kompromis" - ocenił szef klubu PiS.
Według niego, to Bronisław Komorowski poprzez swoją niefortunną wypowiedź w sprawie krzyża przed Pałacem "wywołał lawinę i ta lawina musi być zatrzymana" . Jak dodał, nie wie, czy była ona zamierzona, czy nie była zamierzona, niemniej ona padła.
Bronisław Komorowski, jeszcze jako prezydent elekt, zapowiedział w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", że krzyż spod Pałacu Prezydenckiego zostanie "we współdziałaniu z władzami kościelnymi przeniesiony w inne, bardziej odpowiednie miejsce".
Od kilku tygodni trwa spór w sprawie krzyża postawionego przez harcerzy po katastrofie smoleńskiej przed Pałacem. Kancelaria Prezydenta wystosowała wniosek do stołecznej konserwator zabytków w sprawie upamiętnienia ofiar katastrofy samolotu prezydenckiego. Wniosek wpłynął do Biura Stołecznego Konserwatora Zabytków w poniedziałek, w czwartek Ewa Nekanda-Trepka wydała zgodę i po godz. 11 tablica została odsłonięta.
"Naszym zdaniem, to nie może być tak, że słyszymy od różnych urzędników jakieś propozycje, propozycja tablicy, wcześniej była informacja, że w tym miejscu nie może stanąć pomnik. Może stanąć. To nie jest tak, że decyzja jest ostateczna" - mówił na porannej konferencji szef klubu PiS.
Jak dodał, można zbudować pomnik w tym miejscu, ale najważniejsze, by na ten temat toczyła się otwarta dyskusja.
"Apelujemy do pana Bronisława Komorowskiego, żeby poczuł też brzemię odpowiedzialności za to, co się dzieje w końcu przed Pałacem Prezydenckim. Gospodarzem tego miejsca jest Bronisław Komorowski, który został wybrany na urząd prezydenta Rzeczypospolitej" - podkreślił Błaszczak.
Według Błaszczaka, prezydent może zaradzić "gorszącym scenom", prostactwu i grubiaństwu, do których dochodzi pod Pałacem Prezydenckim.
Jednocześnie Błaszczak podkreślił, że decyzja w sprawie krzyża nie powinna być decyzją prezydenta Bronisława Komorowskiego. "Ta decyzja powinna być wynikiem kompromisu, rozmów" - mówił.
Trzeba uszanować wolę ludzi przychodzących pod Pałac Prezydencki - mówił. "Nie może być tak, że wola narodu jest sprowadzana do tego, jak zdecyduje stołeczny konserwator zabytków. To jest jakieś olbrzymie nieporozumienie" - ocenił.
Z kolei europoseł PiS Paweł Kowal mówił, że dla niego "momentem przełomowym" były demonstracje, podczas których szydzono z krzyża. Jak mówił jemu - i pewnie wielu osobom w Polsce - wydawało się, że jest to "przekroczenie pewnej granicy".
"Dziś jest taki moment, kiedy trzeba za to wziąć odpowiedzialność i rozwiązać tę sytuację" - uważa Kowal. Jak mówił, w całej sytuacji najbardziej brakuje dialogu.
"Mnie osobiście przychodzi do głowy, czy to do niedawna szef gabinetu prezydenta Maciej Łopiński czy śp. Władysław Stasiak, myślę, że oni w takiej sytuacji - wielokrotnie z nimi pracowałem - po prostu wyszliby i porozmawiali z ludźmi, zaprosiliby ich do Pałacu, powiedzieli jakie mają intencje, co chcą zrobić" - dodał Kowal.
Jego zdaniem, "dzisiaj trochę tego brakuje". Jak mówił Kowal, wcześniej konserwator zabytków "jakby prewencyjnie jako urzędnik mówiła, że tam nawet szpilki nie można postawić na Krakowskim Przedmieściu". "To było bardzo zdumiewające. A teraz w jedną noc może wydać pozwolenie" - dodał.(PAP)
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.