Potrzebna jest większa obywatelska kontrola nad organami sprawiedliwości i działaniami prokuratury - przekonywał w sobotę w Katowicach Janusz Palikot, który opuścił PO i tworzy własny Ruch Poparcia.
Na otwarte spotkanie z Palikotem w Katowicach zatytułowane "Życie bez podsłuchów" przyszło kilkaset osób, wielu chętnych nie zmieściło się w wynajętej sali. Wśród gości była szefowa biura poselskiego popierającego Palikota Kazimierza Kutza (niezrzeszony), który sam nie mógł przybyć z powodu choroby. Jako element scenografii posłużył banner z sylwetką posła Zbigniewa Ziobry (PiS) z rękami w kajdankach.
Jak mówił Palikot, lata 2005-2007 były dla wielu Polaków latami koszmarnego snu, gdy pod pozorem walki z korupcją, walki o prawo, ówczesna władza walczyła z opozycją, ze społeczeństwem obywatelskim i inaczej myślącymi. Przypomniał też, że już przed rokiem przez Polskę przetoczyła się dyskusja o potrzebie zwiększenia obywatelskiej kontroli nad podsłuchami, z której jednak niewiele wynikło.
Nawiązał przy tym do niedawnej sprawy podsłuchiwania dziennikarzy przez służby specjalne. Podkreślił, że opinia publiczna powinna poznać okoliczności tych podsłuchów i jako "szokującą" określił postawę polityków, którzy uspokajali, że nic się nie stało, bo do takich działań były podstawy prawne. "Jeśli są podstawy prawne do podsłuchiwania dziennikarzy, to znaczy, że nie ma prawa" - ocenił.
Zdaniem Palikota, powszechna niechęć do powołania komisji śledczej w sprawie podsłuchów dziennikarzy, co postulował, wynika z faktu, że "politykom wszystkich racji i wszystkich nacji w gruncie rzeczy opłaca się trochę wystraszyć media, żeby za bardzo nie przyglądały się temu, co ci politycy robią".
Jego zdaniem, podsłuchiwany obywatel, o ile uzna podsłuch za bezzasadny, powinien móc domagać się w sądzie odszkodowania.
"Władza niech działa, ale zgodnie z prawem. Niech Donald Tusk zamyka sklepy z dopalaczami, ale zgodnie z prawem" - apelował Palikot. "To jest pozór troski o społeczeństwo, a uprawianie polityki w stylu Kaczyńskiego i Ziobry" - ocenił.
Jak mówił, jeżeli w Polsce dopalaczy używa 200-300 tys. osób, potrzeba prawdziwych działań - być może trzeba zalegalizować miękkie narkotyki, które nie niszczą tak jak dopalacze, zrobić kampanie społeczne - "aby oni nie chcieli być na haju, a chcieli być w realu".
Odpowiadając na pytania z sali Palikot mówił m.in. o katastrofie smoleńskiej, która - jego zdaniem - na całym świecie będzie opisywana adeptom sztuki lotniczej jako "kuriozalny lot". "Staliśmy się słynni z głupoty na cały świat - bo nie powinien ten samolot wystartować z Warszawy, nie powinien mieć takiej delegacji na pokładzie i nie powinien nawet próbować lądować w Smoleńsku" - wyjaśnił.
"To jest część z polskiej odpowiedzialności, naszej polskiej głupoty - i Lech Kaczyński na Wawelu jest symbolem tej głupoty - ale jest też odpowiedzialność rosyjska" - ocenił poseł wskazując, że lotnisko nie było bardzo dobrze przygotowane, a wieża powinna była zabronić lądowania bez względu na skutki dyplomatyczne. "Jest odpowiedzialność strony rosyjskiej, ale gdyby nie głupota strony polskiej, nie byłoby odpowiedzialności strony rosyjskiej, a nie odwrotnie" - zaznaczył.
Mówiąc o sytuacji finansów państwa, poseł przypomniał że kościelna Komisja Majątkowa oddała Kościołowi katolickiemu 160 tys. hektarów. "Oczywiście oni je oddali licząc po tysiąc złotych i mówią, że to było 160 mln czy coś takiego. (...) Oddano Kościołowi dziesiątki miliardów, utrzymanie katechetów kosztuje miliard rocznie" - wyliczał.
Podkreślił, że takie wydatki "nie są wspólne, bo nie wszyscy chcą na to płacić". Ocenił, że dzisiaj złożenie wniosku o likwidację Komisji Majątkowej, której zostało do rozpatrzenia już niewiele spraw, jest "żadną odwagą", a odwagą byłaby likwidacja wartego miliard złotych rocznie Funduszu Kościelnego.
"Sam jako poseł brałem niestety udział w głosowaniach, gdzie w budżecie zakładano co roku po 10, 20, 40 milionów na Świątynię Opatrzności Bożej" - mówił Palikot, dodając, że w Polsce stawia się i oświetla kolejne kościoły, podczas gdy nie są remontowane domy kultury. "Potrzebujemy i kościoła, i domu kultury, ale to wszystko równolegle, a nie, że jest przegięcie w jedną stronę" - tłumaczył zapewniając, że sam nie walczy ani z Kościołem, ani z Panem Bogiem, ani z wiarą ludzi.
"Szanuję to w najgłębszym stopniu, ale taki Kościół, który dzisiaj zawładnął całe państwo, który nie pozwala na funkcjonowanie państwa świeckiego, który jednostronnie wymusza ogromne darowizny i haracze finansowe na swoje funkcjonowanie, to nie jest Kościół, który chcę zaakceptować. Takiego Kościoła nie akceptuję" - podkreślił Palikot.
Poseł zapowiedział też, że będzie dążył do zmniejszenia Sejmu do 360 posłów, a chcąc rozwiązać częsty problem wysokich miejsc na partyjnych listach wyborczych działaczy "miernych, ale wiernych", będzie postulował wprowadzenie ordynacji wyborczej "przynajmniej mieszanej", tak aby część posłów wybierana była z list partyjnych, a pozostali - z okręgów jednomandatowych.
Palikot tłumaczył, że po dotychczas zorganizowanych przez Ruch spotkaniach widzi potrzebę wprowadzenia na scenę polityczną czegoś między ruchem społecznym a partią. Aby Ruch nie przekształcił się w "fundusz emerytalny dla polityków", przygotowywane są już zmiany w jego statucie, dopuszczające m.in. pełnienie funkcji przewodniczącego przez najwyżej dwie kadencje, choć on sam odejdzie - jak zapowiedział - po jednej.
W Katowicach Palikot podziękował też Kazimierzowi Kutzowi za gest poparcia. Jak mówił, to dla niego strasznie wzruszające, że "ten człowiek, w tym wieku, w takich okolicznościach zdrowia, decyduje się poprzeć kogoś tak szalonego jak Janusz Palikot" - zaryzykować mimo pewnej kolejnej kadencji w PO. "To dodaje niesamowitej wiary, że to jest możliwe. Właściwie nikt mi w życiu tak nie pomógł, jak Kazimierz Kutz tą jedną decyzją" - zaznaczył. (PAP)
mtb/ hes/
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.