Nosiła stygmaty jak o. Pio, żywiła się Komunią św. jak Marta Robin, z polecenia Jezusa pisała dziennik jak s. Faustyna i niczym Mała Tereska obiecała zesłać po śmierci na ziemię płatki kwiatów – wyproszonych łask. Życie pełne cierpienia oddała za kapłanów i osoby konsekrowane.
- Wandzia przeszła bardzo wiele, ale nie była typem cierpiętnicy. Nigdy na nikogo się skarżyła, wszystkie trudny przyjmowała w formie ofiary, dlatego była w stanie je znieść – mówi s. Alicja Bronakowska CSA, która opracowywała część jej dzienników.
Cudowne zdarzenia, wizje, spotkania z Jezusem, Maryją, Aniołem Stróżem, innymi mieszkańcami nieba i duszami z czyśćca zdarzały się już kilkuletniej Wandzi. Jako maleńka dziewczynka przy trumnie młodszego brata, widziała jak on siada i jak otaczają go anioły.
Jak wspomina jej ostatni spowiednik i badacz spuścizny po niej ks. Jan Pryszmont, nadzwyczajne zjawiska towarzyszyły jej przez całe życie: przynosiła plik nowych banknotów, gdy były pilnie potrzebne do załatwienia pewnych spraw, znajdowała miód w spiżarni, gdy jego zapas już dawno się skończył, nakarmiła ponad 20 osób kawałkiem kurczaka, kiedy w niedzielę nie można było kupić żywności... Wielu nie odnotowano, bo s. Wanda zawsze skrzętnie starała się je ukryć.
Pierwszy raz 12-letnia wówczas dziewczynka poczuła ból w stopach i na dłoniach, podczas procesji w rodzinnym Nowogródku w 1919 r. Objawy powtórzyły się trzy lata później. Jako młoda nowicjuszka sióstr od Aniołów wyraźnie poczuła wezwanie Jezusa, by dzieliła z Nim ból męki.
Odkąd w domu w Pryciunach stygmaty ujawniły się i zaczęły krwawić, walczyła sama ze sobą, wymawiała się Jezusowi jak mogła, prosiła o ukrycie zewnętrznych oznak. Czuła się ich niegodna, skrępowana tym, że niezwykłe znaki mogą wywołać sensację.
Dopiero odwiedzający ją abp Romuald Jałbrzykowski z Wilna polecił posłusznie przyjąć ten dar. Co czwartek pociła się krwią, a potem otwierały się stygmaty na rękach i nogach, bolała rana w boku, krwawiło trzynaście ranek dookoła głowy i ślady po biczowaniu. Dzieliła Chrystusową mękę aż do piątku, kiedy z Nim konała na krzyżu.
„Siostro anielska”, „Wandziu od rany Mego Serca”, „łezko moja” – mówił czule Jezus do swojej wybranki. Ona zwracając się do Niego: „Najukochańszy”, ofiarowywała całą siebie: swoje anemie, zapalenia płuc, opon mózgowych, otrzewnej, chorobę serca, podejrzenie gruźlicy w ostatnim stadium (szykowano suknię do trumny), guza piersi, częste omdlenia, złamanie stawu biodrowego (co spowodowało, że w starszym wieku poruszała się o kulach, a potem na wózku).
Przyjmowała też na siebie choroby innych. Kiedy jej ojcu dokuczały czyraki i nie mógł pracować w polu, doznał szybkiego uzdrowienia, a jego córkę obsypały czyraki. Za innego przyjęła ból gardła tak, że on mógł wygłosić zaplanowane kazanie, a ona nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Przypuszcza się też, że skomplikowana operacja wycięcia oponiaka wielkości ziemniaka na mózgu, jaką przeszła w 1962 r., była skutkiem przyjęcia choroby jednego z kapłanów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.