„Swoje” obowiązki rozrastają się w sytuacji niektórych osób do jakichś niebotycznych granic.
Czasem ma człowiek w życiu taki moment, kiedy za nic nie chce w któryś sobotni czy wakacyjny poranek usłyszeć: „musisz pomóc mamie w…”. Nie wiem tylko, ile mam buntuje się przeciwko takiemu stawianiu sprawy. Bo niby czemu tak w ogóle „pomóc”? Czyż nie radzą sobie doskonale? Czy poza przypadkami choroby czy jakichś niesprzyjających i nadzwyczajnych okoliczności rzeczywiście potrzebują w swoich obowiązkach wyręki?
Właśnie: w swoich. Problem polega czasem chyba na tym, że te „swoje” obowiązki rozrastają się w sytuacji niektórych osób do jakichś niebotycznych granic. Pół biedy, jeśli sytuacja dotyczy relacji z dziećmi, które stopniowo wchodzą choćby w tę trudną do zrozumienia zasadę, że jak coś „spadło” (na przykład skarpetki z poniedziałku), to trzeba to odłożyć we właściwe miejsce (w czwartek). Gorzej, jeśli rzecz dzieje się w kontekście szerszym: dotyczy wspólnoty rodzinnej, miejsca pracy i życia po prostu.
Zamiast matki Polki można tu wstawić inne postaci. Od taty poczynając. Ale także współpracownika. Sąsiada. W ogóle rodaka. A nawet, nie bójmy się tego słowa: urzędnika.
Powiemy: ktoś nie zrobił tego, co miał zrobić? Cóż. Jego problem. Ale przecież niekiedy i nasz, kiedy to na nas spadają konsekwencje tego, że ktoś czegoś na czas, we właściwy sposób nie zrobił (tu możemy przywołać w pamięci wszystkie niedoróbki ekipy remontowej, przekroczone terminy, bo ktoś coś, niesprzątnięte psie… i tak dalej).
Czy to zachęta do egoizmu? Niepomagania, bo mam swoje sprawy? Bynajmniej. Chodzi o sam punkt wyjścia. O nasz stosunek do spraw zdawałoby się oczywistych: że wszyscy jesteśmy za kształt świata odpowiedzialni.
Odpowiedź na pytanie, co do nas należy, nie jest jednak wcale taka prosta. Wszyscy chyba – nie tylko matki – nosimy w sobie tendencję do zbytniego panoszenia się w jednych sprawach, a zupełnego pomijania innych, być może ważniejszych. Że dzieci się nie wyręcza? Tak, to wszyscy wiemy. Jesteśmy gotowi niejednej matce to wygarnąć. Ale dlaczego oczekujemy, że w jakichś sferach ktoś wyręczy nas, dorosłych? Że w ogóle powinien nas wyręczać?
Pomóc kobiecie z wózkiem w pokonaniu wysokiego krawężnika? Cóż, szlachetne. Jednak gdyby chciało nam się trzy razy kliknąć jednym palcem wtedy, kiedy w głosowaniu na budżet obywatelski projekt wyrównania chodników w naszym otoczeniu przepadł z braku poparcia… – to nasza pomoc potem nie byłaby potrzebna. Pomóc mamie w przygotowaniu obiadu? Hm, a może lepszym docenieniem jej trudu nie byłoby dać jej święty spokój i zająć się w tym czasie tym, czym w domu zająć się trzeba? Pełnimy rolę ważną społecznie, mamy czasem prawo odpocząć? Oczywiście – tak samo jak ci, którzy na co dzień zdejmują nam z głowy sprawy tyleż prozaiczne, co konieczne.
Tak więc w przedświątecznym szukaniu okazji do tego, aby komuś pomoc – zacznijmy w tym roku od siebie. Jakkolwiek to nazwiemy. Współodpowiedzialnością. Współpracą. Tym, żeby każdy bez szemrania robił swoje. To, co do niego należy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Usługa "Podpisz dokument" przeprowadza użytkownika przez cały proces krok po kroku.
25 lutego od 2011 roku obchodzony jest jako Dzień Sowieckiej Okupacji Gruzji.
Większość członków nielegalnych stowarzyszeń stanowią jednak osoby urodzone po wojnie.