Puder może przykryć brzydotę, ale pięknym nie uczyni.
II niedziela Wielkanocna, Niedziela Miłosierdzia. Epidemii w Polsce dzień 404. Powolutku liczba nowych zakażeń spada. Trochę mniej też niż jeszcze parę dni temu z powodu kowida hospitalizowanych. Niestety, sporo ludzi umiera. Tak niewiele od nas zależy, tak niewiele możemy zrobić... Trudna, bolesna lekcja. Ciągle myślę, że, niestety, bardzo nam potrzebna....
Podarował mi ktoś książkę Michała K. Pawlikowskiego „Dzieciństwo i młodość Tadeusz Irteńskiego” (Biblioteka Kresowa, LTW, Dziekanów Leśny 2019). Wypadało przeczytać. Powieść niby. A właściwie malowany słowem obraz Mińszczyzny początku XX wieku i mieszkających tam Polaków. Tak, tej Mińszczyzny znad Świsłoczy i Berezyny. Książka... hm... Chyba w życiu nie czytałem tak nudnej i jednocześnie tak wciągającej. Paradoks, którego nie umiem racjonalnie wyjaśnić. Moją uwagę zwrócił zwłaszcza kreślony przez autora obraz życia religijnego. Dokładniej: obraz jego braku. Owszem, są katolicy, są unici, są prawosławni, są żydzi. Pojawia się ten czy owy ksiądz, jakieś wzmianki o uczestnictwie w uroczystościach religijnych. Zwłaszcza o pierwszej komunii głównego bohatera. Tyle że z powieści wyłania się obraz wiary, która w najlepszym wypadu jest tylko jakąś zacną tradycją. Nie ma przełożenia na codzienność i na życiowe wybory. Bohaterowie książki sięgają po różne motywacje – konserwatyzm, postępowość, patriotyzm, konformizm czy hedonizm – ale nie religijne. Pomijając ową sferę obyczajowości przedstawieni w niej katolicy żyją, jakby byli poganami.
Nie umiem oczywiście ocenić, na ile to obraz sprawiedliwy. Podobny znajduję jednak w wielu opowieściach o życiu ludzi w dawniejszych czasach. I mam coraz głębsze przekonanie, że współczesność, w której tak narzekamy na upadek religijności, nie różni się pod tym względem aż tak bardzo od czasów minionych. Gdyby pominąć kwestię udziału w religijnych obrzędach i kultywowaniem luźno związanych z wiarą tradycji – w stylu robienia palm wielkanocnych – to można by chyba powiedzieć, że pod tym względem niewiele się zmieniło.
No bo bądźmy szczerzy: gdyby nasi przodkowie byli tak religijni, jak w to czasem chcemy wierzyć, to nie byłoby rewolucji francuskiej, wojny domowej w Hiszpanii, niemieckiego narodowego socjalizmu i wielkich sukcesów idei komunistycznej. Tak, z wiarą chrześcijańskich społeczeństw co najmniej od paru wieków nie jest zbyt dobrze. Od dawna motywacje ewangeliczne mają generalnie w ich codziennym życiu znaczenie niewielkie. A chrześcijaństwo, zredukowane do obyczajowości, tę z gruntu pogańską rzeczywistość tylko lekko przypudrowuje.
Wierzących wedle statystyk dziś trochę ubywa. To prawda. Ale to, że jeszcze niedawno byliśmy społeczeństwem wierzących, a teraz już nie, to mit. Po prostu nam się wydawało. Sprawiały takie wrażenie kultywowane w naszym społeczeństwie chrześcijańskie obyczaje i tradycje. Dziś, gdy łatwo z nimi zerwać i zastąpić czymś nowym, lepiej widać co i jak.
Dlatego właśnie myślę, że ta pandemia jest swoistą szansą. Szansą, by ci, którzy porzucają wiarę, bo Bóg do niczego im nie jest potrzebny, jednak ku Niemu na powrót się zwrócili. Chodzi o to, by pogańskie czczenie własnego ja, nawet jeśli przypudrowane jest chrześcijaństwem, zastąpić zgięciem kolan przed Tym, który jest jedynym Panem Wszystkiego. I myślę, że taka wiara, wiara z wynikająca z osobistego wyboru, znaczy o wiele więcej niż tylko bezrefleksyjne tkwienie w pewnych tradycjach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.