Mężczyźni leżeli w kałużach zmieszanej, ciepłej krwi. Krwią ociekały ściany i meble. – Nigdy tego widoku nie zapomnę – mówi Barbara Jośko, pielęgniarka. 16 grudnia przed 25 laty pracowała jak w szalonym transie, żeby przynajmniej zatamować krew, która tryskała z przestrzelonych ciał górników z kopalni „Wujek”.
ZOMO ucieka
Czas na górników z „Wujka” przyszedł w środę 16 grudnia. Wokół kopalni stanęły czołgi i wojsko. Do przodu wysunęli się zomowcy. – My trzymaliśmy różne przedmioty. To nie była broń, tylko jakieś przedłużenie ręki, które dawało ci nadzieję, że nie dasz się zomowcom bezkarnie spałować – mówi Płatek. Niektórzy ściskali styliska od łopat. Inni fragmenty węży w metalowych pancerzach lub stalowe pręty. Przedmioty, które miały być nieco dłuższe niż szturmowe pałki milicjantów.
Zanim rozpętało się piekło, na kopalnię weszła delegacja trzech żołnierzy. Podobno zachowywali się jak zwycięzcy, z tupetem. Wołali do ludzi, że mają natychmiast przerwać strajk. W odpowiedzi z około dwóch tysięcy gardeł górników, zupełnie samorzutnie, buchnął śpiew: „Jeszcze Polska nie zginęła!”. Zdziwieni oficerowie musieli salutować.
Wojsko cieszyło się wtedy jednak jakąś sympatią społeczeństwa. Ludzie współczuli chłopcom w wojskowych mundurach, których rozkazy rzuciły na ulice miast. Dlatego górnicy zapowiadali, że jeśli na teren kopalni wejdą żołnierze, nie będą się bronić.
Niestety, weszli zomowcy.
Tuż przed godziną 11.00 zaczęło się. Najpierw armatki wodne i zomowcy zmietli żony i nastoletnie dzieci górników, które próbowały własnymi ciałami zasłonić bramę kopalni. Potem ruszyły czołgi. Wybiły dziury w kopalnianym murze. Przez wyłomy wlały się kompanie ZOMO. Na kopalnię spadły setki petard z gazem. Górnicy krztusili się i wymiotowali. – Moim zdaniem, to było coś więcej niż tylko gaz łzawiący. Siedmiu naszych kolegów do dzisiaj jest kalekami, bo gaz trwale poraził ich układ nerwowy – mówi Płatek.
Właśnie w tej chwili do punktu opatrunkowego zadzwonił szef kopalnianej Obrony Cywilnej. I kazał punkt natychmiast... zamknąć. Rzucił, że to polecenie władz. Pielęgniarka Barbara Jośko bez zastanowienia krzyknęła na przełożonego do słuchawki: – Czyś pan zwariował?!! Ja jestem służba zdrowia, wszystkim pomogę, którzy tu przyjdą!!
Pierwsi ranni pojawili się już za moment. I to w takiej ilości, że do pomocy musieli przybiec ratownicy górniczy z tlenem i lekarze z pobliskiej przychodni.
Bitwa w kopalni robiła się coraz straszniejsza. Szeregi ZOMO wynurzały się ze snujących się nisko oparów i dymu. W powietrzu latały wielkie śruby i kamienie. Pękały milicyjne tarcze i kaski górników. Obrońcy odrzucali w milicję petardy z gazem, milicjanci celowali w nich z bliska z rakietnic wyrzucających petardy. Najdziwniejsze było to, że zomowcy, którzy tak sprawnie radzili sobie z biciem bezbronnej młodzieży i kobiet w czasie tłumienia demonstracji ulicznych, starcia z górnikami nie wytrzymywali. Po kilku minutach rzucali się w popłochu do ucieczki.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.