Trochę kalendarza na początek. Wszystkie daty z października.
5. św. Faustyny; 6. św. Brunona; 12. bł. Jana Beyzyma; 13. bł. Honorata Koźmńskiego; 19. bł. Jerzego Popiełuszki; 20. św. Jana Kantego, kapłana, profesora Akademii Krakowskiej; 21. św. Jakuba Strzemię, biskupa lwowsko-halickiego; 22. św. Jana Pawła II, papieża; 23. św. Jana Kapistrana, bernardyna – choć nie Polak, to przecie zostawił w Krakowie tak trwały ślad, iż nie sposób go pominąć. Tego samego dnia bł. Józefa Bilczewskiego biskupa lwowskiego. No i nie wolno zapomnieć o św. Jadwidze pochodzącej z Bawarii, ale księżnej piastowskiego Wrocławia – 16. października. Aż się prosi – choć kalendarzowo wypadło to wcześniej – by wspomnieć bł. Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski wraz z bł. Różą.
Wszyscy wspominani święci i błogosławieni to duchowni. Jadwiga była księżną, ale ostatnie lata życia spędziła przy ufundowanym przez siebie klasztorze. Czyżby więc pozycja i tytuł świętych lub błogosławionych był szczególnym przywilejem biskupów, księży, zakonników i zakonnic? Bynajmniej. Tak się złożyło w tych październikowych dniach. Wszelako prawdą jest, że duchowni – zarówno mężczyźni jak i kobiety – są szczególnie predestynowani do wiary i życia wiarą na poziomie ponad zwyczajnym. Takie zdanie w czasach, gdy wyłażą jak szydła z worka różne wady, grzechy a nawet przestępstwa duchownych! Wielu sprawom zaprzeczyć nie można, to prawda. Ale bez wątpienia wśród duchownych – biskupów, księży, zakonników i zakonnic było, i jest także współcześnie, wiele postaci nieprzeciętnych, nieraz nawet takich naszych „prywatnych” świętych. Myślę, że każdy ma gdzieś tam takiego swojego niekanonizowanego świętego. Ja też mam, ale nie mogę występować w roli papieża i świętymi czy choćby błogosławionymi ich ogłaszać.
Zrobiliśmy świętym złą przysługę, od pokoleń kładąc nacisk na niezwykłość ich życia, a nie doceniając ich codzienności. Ta była wypełniona pracą, rozsiewanym wokół siebie dobrem, pobożnością na miarę epoki zwyczajną ale i głęboką. Praca… Św. Jan Kanty, profesor krakowskiego uniwersytetu pozostawił po sobie 18 tysięcy kart rękopisów. Nie licząc kodeksów przepisanych (z merytorycznymi uwagami na marginesie). Bez komputera, drukarki i pięciu asystentów. A jeszcze miał czas na długie modlitwy i wyszukiwanie ludzi biednych, potrzebujących pomocy. W tym był szczególnie dobry! No i w międzyczasie odbył pielgrzymkę do Rzymu. Nie, samolotów czy biur podróży wtedy nie było. Po prostu szło się „na nogach”, chyba, że ktoś kawałek podwiózł. Uwagi godne było spotkanie ze zbójcami-rabusiami… A poglądy teologiczne! Można je nawet określić jako bliskie temu, co dziś przebija się w Kościele jako droga synodalna.
Ks. Jerzego znacie. Wszyscy go znają – choć dla wielu jest on i postacią, i symbolem niezrozumiałym. Nie dlatego, że był „nie z tego świata”. Przeciwnie, on był bardzo z tego świata, usiłował ten świat słowami i modlitwą zmienić. Męczeństwem, bolesnym męczeństwem się to skończyło. Cała bieda w tym, że zbyt prędko Polacy o „tamtych” czasach zapomnieli i ludzie na miałkim poziomie ówczesnych elit usiłują znowu nadawać ton publicznemu życiu. O ile gorzej byłoby nam dzisiaj, gdyby nie wyhamowanie przemocy, choć po części, w tamtym czasie. Na ile potrzebna była ewangelizacyjna działalność ks. Jerzego i na ile siłę czerpała z ofiary, którą każdego dnia podejmował, aż spełniła się ostatecznie. Tego oszacować się nie da. Dzień dzisiejszy zda się nie pamiętać tego. Młodzi nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo ks. Jerzy wpłynął na kształtowanie się nowego oblicza narodu.
A Jan Paweł II? Młodsi w ogóle nie wiedzą, kim on stał się wtedy dla Polski prowadzonej przez komunistów na smyczy. Oni nie wiedzą, że Polacy czuli się wolni dopiero wtedy, gdy w różnych miejscach kraju byli wśród setek tysięcy ludzi z Janem Pawłem. To były takie enklawy wolności w morzu zniewolenia. Choć na jeden dzień. Symbolicznie to wyglądało na Górze św. Anny. Nad sektorami dla pielgrzymów stała mundurowa kompania milicji. Pewnie nikt z dowódców nie zwrócił uwagi na to, że nad nimi widniał z daleka czytelny transparent ze słowami modnej podówczas piosenki: „Oto jest dzień, który dał nam Pan”. Blisko milion ludzi, cały pułk obstawy, i to przemożne poczucie wolności. Dziś ulica krzyczy o wolności, nie mając pojęcia, czym wolność jest. Dlatego, czując, że w Janie Pawle wsparcia nie mają, wyparli resztki prawdy o nim ze świadomości swego środowiska. Z pustką, z wiechciem słomy zostali. A szkoda, bardzo szkoda tych ludzi, których on też szanował. Ale postarajcie się – zwracam się do wspomnianych ludzi – postarajcie się nie szargać pamięci tego wielkiego Polaka, a zarazem wielkiego formatu człowieka. Bo kto nam zostanie, jak nie święci? Owszem, ludzi gotowych zająć miejsce wielkich wodzów narodu ustawiło się już w kolejce iluś. Nazwiska? Jak ktoś potrzebuje, niech sam sobie dośpiewa. Bo mógłbym któregoś pominąć. Im głośniejsi, tym mniej do tej roli się nadają. Bóg dawał nam świętych, i jeszcze daje. Oby nie powiedział nam kiedyś: zbyt wiele zmarnowaliście, radźcie więc sobie sami. To byłoby najstraszniejsze.
Polski tydzień w niebie? Przecież prosimy każdego dnia: „jako w niebie, tak i na ziemi”. Warto wracać do tych, co w niebie. Tyle nauki od nich płynie, tyle mądrości i pobożności, tyle świeżości wiary, tyle odwagi i radości. Tego potrzebujemy na ziemi, co już spełnia się w niebie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Unijni przywódcy planują w lipcu szczyt z przywódcą Chin Xi Jinpingiem w Pekinie
Białoruski funkcjonariusz w mundurze uczestniczył w probie forsowania polskiej granicy.
Zdaniem lidera Konfederacji sprawą powinna zająć się też Państwowa Komisja Wyborcza.
Pomijając polityczny wymiar tego wydarzenia, który Polacy różnie mogą oceniać... To trzeba zobaczyć.
Zaatakowali samo centrum miasta, zabijając 34 i raniąc 117 osób
Rozpoczął się kolejny etap renowacji jednej z najbardziej znanych budowli Stambułu.