Lekcja

xwl

Niepełnosprawność nie była i nie jest przeszkodą, by kosztować życia. Jest natomiast szansą, by pokonać siebie i własne ograniczenia.

Kolejne edycje The Voice cieszą się dużym zainteresowaniem nie tylko z racji poziomu wykonawców i reakcji trenerów. Przy okazji dowiadujemy się o ich ciekawym, niekiedy przeplatanym dramatami życiem. Bohaterem jednego z ostatnich przesłuchań w studio niemieckim był niewidomy. W Francji osoba z porażeniem mózgowym. W Australii nastolatek z zespołem Touretta zdobył drugie miejsce. W Polsce, o ile dobrze pamiętam, w jednej z poprzednich edycji wystąpiła z mężem niepełnosprawna kobieta. Bywali także artyści niejako na uboczu zaangażowani w wolontariat na rzecz niepełnosprawnych. O jednym z nich, Bartoszu Madeju, pisze na naszych stronach Agnieszka Kwaśnicka.

„Związany jest ze św. Maksymilianem Kolbe i Niepokalanowem. Posługuje na rekolekcjach dla osób niepełnosprawnych. - Mam wtedy przyjemność, by przez tydzień pomagać osobie niepełnosprawnej we wszystkich codziennych czynnościach. To zmienia spojrzenie, przestawia optykę, kiedy spotyka się osobę, która niesie ciężki krzyż, a ma w sobie wiele radości z życia - dzielił się artysta”.

Zmiany spojrzenia, przestawienia optyki, doświadczałem w przeszłości wielokrotnie, angażując się w podobne inicjatywy na rzecz niepełnosprawnych. Także będąc przez pewien czas jednym z nich. Ale po kolei.

W latach siedemdziesiątych pracowały w moim rodzinnym mieście dwie święte kobiety. Siostra Maura ze Zgromadzenia Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi i pani Mirka Hankiewicz z Prymasowskiego Instytutu Maryjnego. Zgromadziły wokół siebie dużą grupę młodzieży i zorganizowały pierwsze w Polsce tak zwane oazy chorych. W śród nich były osoby zmagające się z dużymi ograniczeniami. Wymagające całodobowej opieki. Karmienia, mycia, ubierania, wyprowadzania na spacery. Przed kilkoma tygodniami pytali mnie młodzi co było dla nas najtrudniejsze. Fizjologia – odpowiedziałem bez namysłu. Ten moment, gdy osoba niepełnosprawna powierza się opiekunowi z bezgraniczną ufnością, a opiekujący się nią musi pokonać i naturalną barierę wstydu, i inne, związane z nietypową sytuacją trudności. To wymaga delikatności, pokory, wielkiego szacunku, przełamania oporów psychicznych, umiejętności pokonania pojawiających się w takich sytuacjach oporów. Podopieczni mają „szósty zmysł”, wyczuwając momentalnie z jakim nastawianiem wykonywane są czynności pielęgnacyjne. Co warto zauważyć z ich ust nigdy nie słyszałem skargi, narzekania, a na twarzach zawsze mieli uśmiech. Choć tak zwani trzeźwo myślący bardzo często powodów do radości nie widzą.

Tamto doświadczenie udało nam się przenieść kilka lat później na wyjazdy integracyjne z dziećmi niepełnosprawnymi. Ileż było radości gdy Gosia, wpadając do potoku, poczuła się pełnosprawną dziewczyną (przecież innym zdarzało się poślizgnąć na kamieniu i wpaść do wody), Andrzejek przemieniał się w oczach wędrując Doliną Kościeliską, a jego imiennik uczył się miłości bliźniego (a gdybym ja był na jego miejscu i nikt nie chciał bawić się ze mną), grając z nim w badmintona. Trzy zaledwie przykłady zmieniających optykę sytuacji.

W Ciechocinku, gdzie przebywałem na niemalże rocznej rehabilitacji, niepełnosprawni byli ciekawym środowiskiem. Pamiętam jedną z szalonych wypraw na wózkach w Parku Zdrojowym. Gdy nagle usłyszeliśmy za plecami użalające się nad nami kobiety. Biedacy… Ela (stwardnienie rozsiane) natychmiast odwróciła się i powiedziała: my z pewnością nie biedacy, ale pani z całą pewnością głupia. Po latach skomentowałem: to ona miała rację. Bo niepełnosprawność nie była i nie jest przeszkodą, by kosztować życia. Jest natomiast fantastyczną okazją, by pokonać siebie i własne ograniczenia. Uczyli nas tego znakomici rehabilitanci. Kiedyś chyba już o tym pisałem. Gdy pewnego dnia płakałem z bólu i pytałem, czy nie można delikatniej wykonywać pewnych ćwiczeń, Wiesia odpaliła: albo wszystko będzie cacy cacy i będziesz kaleką do końca życia, albo będziesz płakał i w przyszłości chodził. Miała rację. Bez niej nie byłoby w ostatnie wakacje Czerwonych Wierchów, Świstówki, Wysokiej czy Turbacza. I świadomości, że to, co piękne, dobre, ważne, jest na wyciągnięcie ręki, ale za cenę wysiłku, pokonania siebie. Czyli ewangelicznego krzyża. Nie przytłaczającego. Podnoszącego. Wyzwalającego.

Dziś często słyszę: najważniejsze jest zdrowie. Nieprawda. Najważniejsze to nadać życiu sens. Nie poddać się. Wytrwać. Każdego dnia, bez względu na wszelkie uwarunkowania, doświadczać Bożej obecności.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
8°C Czwartek
wieczór
6°C Piątek
noc
3°C Piątek
rano
10°C Piątek
dzień
wiecej »