Częściowe ustalenie śledztwa ws. śmierci ks. Franciszka Blachnickiego potwierdziły znane właściwie od ponad 30 lat przypuszczenia. Co zmienia oficjalne potwierdzenie, że założyciel Ruchu Światło-Życie nie zmarł śmiercią naturalną, ale został otruty?
Gdy w lutym 1987 r. w niemieckim Carlsbergu nagle zmarł ks. Franciszek, miałem niecały rok. Pierwszy raz usłyszałem o nim kilkanaście lat później, gdy dołączyłem do parafialnej wspólnoty oazowej. W kolejnych latach postać założyciela Ruchu była przywoływana najczęściej w kontekście treści formacyjnych, świadectwa jego życia i rozpoczętego procesu beatyfikacyjnego. Ale dość regularnie, w różnych rozmowach ze starszymi, pamiętającymi ojca Blachnickiego oazowiczami, pojawiał się motyw okoliczności jego śmierci. Niejasnych okoliczności. Przekonanie, że ks. Blachnicki, wbrew oficjalnym dokumentom potwierdzającym zgon, nie umarł w sposób naturalny, ale został otruty, było w Ruchu Światło-Życie obecne od samego początku. Co więc zmieniają ustalenia śledztwa IPN i oficjalne potwierdzenie, że ks. Franciszek został zamordowany?
Z punktu widzenia życia Kościoła pojawia się inna perspektywa dla prowadzonego od lat procesu beatyfikacyjnego. Jeśli władze kościelne uznają, że śmierć ojca Franciszka miała charakter męczeński, wtedy możliwe będzie znaczne przyspieszenie procesu, w którym do decyzji o wyniesieniu na ołtarze obecnie potrzebne jest już tylko potwierdzenie cudu za wstawiennictwem Sługi Bożego. Tymczasem procesy męczenników nie są obwarowane tym wymogiem.
Warto jednak jednocześnie pamiętać, że ojciec Franciszek jest kandydatem na ołtarze, który już przed rozpoczęciem procesu był otoczony silnym kultem, głębokim przekonaniem o jego świętości dziesiątek tysięcy ludzi. Nie w każdym przypadku prowadzonego procesu beatyfikacyjnego tak jest. Tymczasem w przypadku ks. Blachnickiego wiele osób modliło się prywatnie za jego wstawiennictwem praktycznie już od momentu jego śmierci. Z ich punktu widzenia ewentualne wyniesienie na ołtarze będzie momentem radosnym, ale też jedynie formalnym potwierdzeniem tego, do czego już dawno byli przekonani.
Z punktu widzenia państwa ustalenia prokuratorskie otwierają możliwości ustalenia i ścigania sprawców. Nie tylko tych, którzy truciznę podali, ale też tych, którzy zabójstwo zlecili czy pośrednio mogli się do niego przyczynić. Tutaj jednak sprawa jest ciągle w toku i wydaje się bardziej skomplikowana niż samo potwierdzenie otrucia księdza. W różnych dyskusjach już teraz pojawiają się wskazania potencjalnych morderców, w tym kontekście najczęściej padają nazwiska pary agentów będących wówczas w najbliższym kręgu zaufanych ludzi ojca Blachnickiego. Jednak śledztwo jak dotąd nie ustaliło winnych i trzeba o tym pamiętać. Operacja inwigilacji ks. Franciszka Blachnickiego była zakrojona na szeroką skalę, brało w niej udział wielu agentów komunistycznych służb. O niektórych z nich wiemy już dziś, ale czy o wszystkich?
Z punktu widzenia społeczeństwa, potwierdzenie i przypomnienie tego, że jeszcze u schyłku PRL komunistyczna władza była gotowa zabijać tych, których uznawała za swoich wrogów, pozwala uświadomić sobie, że transformacja, która dokonała się na przełomie lat 80. i 90. nie była jedynie decyzją o zmianie kierunku politycznego, ale chęcią odejścia od systemu, w którym społeczeństwo pełni rolę niewolnika, a władza jego pana. I że odejście od takiego systemu nie dokonuje się w jednej chwili, ale jest to proces, który przebiega w czasie, bo (o czym mówił ojciec Franciszek Blachnicki) wymaga wewnętrznej przemiany człowieka, zaś droga do wolności dotyczy w pierwszej kolejności osobistej przemiany myślenia i patrzenia na drugiego człowieka, a nie jedynie systemowych rozwiązań czy wyboru takich czy innych barw politycznych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.