Ponad 100 osób zginęło w ubiegłym tygodniu w starciach sił rządowych z rebeliantami w Południowym Sudanie - podał w niedzielę rzecznik południowosudańskiej armii. Jak pisze AP, budzi to obawy o stabilność w regionie po ogłoszeniu tam w styczniu niepodległości.
Generał Malaak Ayuen, rzecznik południowosudańskiej armii, poinformował, że w walkach pomiędzy rebeliantami, na których czele stoi generał Gabriel Tanginye, w sobotę w stanie Dżunkali, zginęło 57 osób, a wiele zostało rannych.
Dodał on, że w walkach z siłami innego dowódcy rebeliantów, Petera Gatdeta, w znajdującym się na północny zachód od Dżunkali stanie Unity zginęło 48 ludzi.
Ayuen nie potrafił powiedzieć ilu spośród zabitych to cywile, a ilu rebelianci, czy żołnierze. Jak podkreśla Associated Press od styczniowego referendum w Sudanie zginęły setki ludzi.
Południe niemal jednogłośnie opowiedziało się za odłączeniem się od północy Sudanu, jednak wiele spraw wciąż pozostaje nierozwiązanych jak np. kwestia podziału zasobów ropy naftowej, status mniejszości, czy kontroli nad regionem Kordofan Zachodni.
Przedstawiciel południa twierdzą, że grupy rebeliantów, z którymi walczą są finansowane przez północ, by zdestabilizować sytuację na południu i przejąć tamtejsze pola naftowe.
Już wcześniej ONZ informowało, że od początku roku w starciach w Południowym Sudanie zginęło co najmniej 800 ludzi, a 94 tys. musiało opuścić z ich powodu swoje domy.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.