Jak to było? „Skoro fakty przeczą teorii, to tym gorzej dla faktów”.
Siódmy dzień lutego, kolejny z wielu od paru miesięcy mokrych i dżdżystych. W Polsce... (przepraszam, właściwie w POlsce)... No, przynajmniej zaczyna się refleksja nad tym, że nie warto niszczyć ewidentnie dobrych pomysłów poprzedniej ekipy. Mam na myśli planowane czy już rozpoczęte inwestycje. I dobrze. Skoro można takimi inwestycjami wzmocnić polską gospodarkę, to czemu tego nie robić i z własnej woli wcielać się w rolę klientów bardziej zasobnych sąsiadów? W świecie... Coraz goręcej. Nie jestem specjalistą, nie chcę bawić się w proroka, ale na mój rozum ta zaogniona w wielu różnych miejscach sytuacja może doprowadzić do ogólnego wybuchu. I będziemy mieli trzecią wojnę już nie w kawałkach... A „Europa” jakby tego nie widzi. Eurokraci niczego się w związku z wojną na Ukrainie nie nauczyli. I po staremu nie bacząc na nic, forsują kosztowne, pseudoekologiczne absurdy...
A w Kościele? Mój Kościół jakby przycichł. Nie chcę, żeby zabrzmiało to złośliwie, ale dekada „wychodzenia na peryferie” sprawiła, że teraz faktycznie chyba tam się znalazł. Jeśli coś budzi w nim zaciekawienie, to głównie skandale czy rozważania „zmieni Kościół nauczanie czy nie”. Nawet oplucie benedytyńskiego opata przez młodych żydowskich religijnych ekstremistów nie budzi większego zainteresowania. No, ale kiedy poseł Braun ruszył z gaśnicą na chanukowy świecznik...
W naszym, Kościele w Polsce, trwa wyczekiwanie: co dalej? Z religią w szkole, z funduszem kościelnym, z dziełami służącymi społeczeństwu, ale prowadzonymi przez Kościół czy ludzi Kościoła.. Opiłują nas czy nie? Jak bardzo? W co i jak mocno uderzą?
W tym wszystkim najbardziej niepokoi mnie jednak poziom do jakiego zeszła nasza publiczna dysputa. Już nie tylko w komentarzach anonimowych internautów, już nie tylko w mediach społecznościowych, ale i w tych mediach, które chciałby uchodzić za obiektywne źródło informacji. Wygląda to mniej więcej tak, że powtarza się jak mantrę takie czy inne tezy, skrzętnie pomijając niewygodne fakty, a swoim nie mającym w nich pokrycia podejrzeniom nadaje się rangę nie podlegającej żadnej dyskusji prawdy objawionej. Coraz mocniej przypomina mi to czasy komunizmu i wszechobecnej wtedy propagandy. Tyle że teraz (jeszcze?) bardzo wielu tych manipulacji nie widzi i w tę propagandę wierzy. Choćby głosiła tezy urągające najbardziej podstawowej wiedzy. No ale co się dziwić? Skoro, jak głosi ta propaganda, można nawet swoją płeć określać na podstawie chwilowego kaprysu, a inni mają to traktować poważnie, to co się dziwić, że w sprawach znacznie bardziej niejednoznacznych ludków nie interesują fakty, a święcie wierzą w to, co chcą wierzyć? Przy tym tłumaczenia pewnego (do dziś!) redaktora naczelnego, że wywiad z pewnym panem przeprowadził nie on, ale jego hologram, to pikuś.
Dwadzieścia... ba, nawet dziesięć lat temu, pomysł, że dożyję takich czasów wydawał mi się nierealny. Owszem – myślałem – będą tak funkcjonowały jakieś niszowe środowiska, ale że ogarnie to sporą cześć społeczeństwa, tego się nie spodziewałem. Jedna z tego pociecha, że być może niebawem, jeśli za bardzo zmęczę się pracą (albo inni mną za bardzo się zmęczą) będę mógł zadeklarować, że jestem kobietą i z automatu przejdę na emeryturę.
Spokojnie, nawet gdybym mógł, nie zrobię czegoś takiego. Przecież niedługo już stanę przed sądem Bożym. Jakbym ja, istota rozumna i wolna, taką głupotę wytłumaczył swojemu Stwórcy?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.