publikacja 08.08.2025 13:35
Nie, tak dobrze to jeszcze nie jest. Ale jakiś przedsmak...
Ósmego sierpnia, „imieniny miesiąca”... No to mamy nowego prezydenta. Po dwóch miesiącach szarpania się. Chyba z tego właśnie powodu dwa dni temu, na dzień jego zaprzysiężenia zjechało się do Warszawy tyle narodu. To jednak na pewno nie koniec polsko-polskiej wojenki... W świecie... No cóż. Zielony Ład w odwrocie. To znaczy unijny urzędnicy dalej się upierają, ale wielki biznes – myślę tu zwłaszcza o samochodowym – już widzi, że to ideologia rozmijająca się z życiem. Za to wojna na Ukrainie trwa w ... no, nie w najlepsze: raczej w najgorsze. USA straszą, Rosja niby pokornieje i chce rozmawiać, ale pewnie, jak zwykle, okaże się, że to tylko wodzeniem Trumpa za nos i grą na czas. Rosjanie, na pewno od czasów ZSRR, zawsze byli dobrzy w grze pozorów... Za to w Izraelu rząd głośno już mówi, że „musi” zająć całą Strefę Gaz. Póki co kontroluje podobno trzy czwarte, w tej pozostałej części –wychodzi na to, że na niecałych 100 km2 żyje (bo trudno powiedzieć że mieszka) 2 miliony Palestyńczyków. Wielu w Izraelu uważa, że nie tędy droga, że to dla ich narodu hańbiące, no ale...
A ja w tym pełnym niepokoju świecie cieszę się dziś papieżem Leonem. To znaczy dziś o tej swojej radości chcę napisać, bo cieszę się nim już prawie od dnia jego wyboru. Na pewno stanowczo zbyt wcześnie, bym wymądrzał się jakim jest papieżem. Zbyt krótki to jeszcze pontyfikat. Ale... Przeczytałem niedawno, że jego popularność wynika z faktu, że... jeszcze nikomu się nie naraził. Hm... Coś w tym chyba jednak jest. Faktycznie, jego wypowiedzi mają inny niż papieża Franciszka wydźwięk. Nie ma w nich bezpardonowego wytykania błędów, ganienia, oskarżania... Papież Leon raczej budzi, umacnia, wskazuje drogę wzwyż. Pod tym względem dość mocno przypomina mi naszego świętego Jana Pawła II. Zaś ten jego styl sprawia, że dziś, mimo różnych w tym świecie zawirowań, mniej w moim sercu zmartwień, dużo więcej pokoju. To na pewno dobrze. Bo czyż właśnie nie na tym polega istota posługi Piotra?
Wielu pewnie pamięta ewangeliczną scenę, gdzie Piotr zostaje przez Jezusa nazwany Skałą i słyszy obietnicę, że otrzyma klucze królestwa; władzę związywania i rozwiązywania. Jest też jednak inna, rzadziej przypominana i komentowana scena, choć, wydaje mi się, też bardzo ważna. W Ewangelii Łukasza, gdy w Wieczerniku Jezus mówi do Piotra: „Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony (albo: nawróciwszy się) utwierdzaj twoich braci”.
Dlaczego ważna? Wydaje mi się, że na tym właśnie polega istota posługi Piotra w relacji do innych członków Kościoła: nie na byciu pierwszym, za którym mają pójść inni, nie na ciągłym wytykaniu braciom w wierze błędów i słabości: na umacnianiu, na utwierdzaniu braci. Że grzeszni jesteśmy – wiadomo. Że mówienie o tym, jak nieewangelicznie żyjemy bywa niesprawiedliwym generalizowaniem – chyba też. Dlatego cieszę się, że papież Leon przyjął inny styl. Styl umacniania właśnie. Styl, dzięki któremu człowiek sam czuje, że warto iść wzwyż.
Za piecem u Pana Boga