Dalajlama podjął w środę głodówkę i modlił się w intencji dziewięciorga Tybetańczyków, którzy podpalili się w tym roku w proteście przeciwko dławieniu przez Chiny buddyzmu w Tybecie.
W świątyni dalajlamy Tsuglakhang w Dharamśali, na północy Indii, odbyła się 90-minutowe modlitwa ku czci byłych i obecnych mnichów i jednej mniszki, którzy podpalili się od marca, wzywając do wolności religijnej i powrotu dalajlamy do Tybetu.
Co najmniej pięcioro ofiar, które miały po około 20 lat, zmarło z powodu odniesionych obrażeń. Nie jest znany stan pozostałych czworga - poinformowała działająca na uchodźstwie organizacja Free Tibet.
Podczas modlitw nowo wybrany premier tybetańskiego rządu na uchodźstwie Lobsang Sangay zaapelował do Chin o zaprzestanie represji w Tybecie i wezwał ONZ do wysłania misji wyjaśniającej.
Tymczasem organizacja obrony praw człowieka Amnesty International podkreśliła w środę, że nowe przypadki samopodpaleń mnichów tybetańskich świadczą o stopniu desperacji Tybetańczyków z powodu chińskich represji.
AI podkreśla, że Chiny powinny pozwolić Tybetańczykom praktykować swą religię, bo obecna polityka Pekinu może "pogłębić resentymenty" etniczne w kraju.
Pierwszego samopodpalenia dokonał w marcu 21-letni mnich z klasztoru Kirti na zachodzie Syczuanu. W tej właśnie prowincji doszło do wszystkich przypadków samopodpaleń.
Według AI co najmniej 300 z 2 tys. mnichów w klasztorze Kirti zostało poddanych "patriotycznej reedukacji", było więzionych, a niektórzy mogli nawet zginąć z rąk chińskich żołnierzy.
"Wzmocniona obecność sił bezpieczeństwa w rejonach tybetańskich przyczynia się do wzrostu napięcia. Osoby wtrącone do więzienia za pokojowe protesty powinny zostać natychmiast zwolnione" - podkreślił w komunikacie dyrektor AI ds. Azji i Pacyfiku Sam Zafiri.
Oprócz tybetańskiego regionu autonomicznego prefektury zamieszkane w większości przez Tybetańczyków znajdują się także w prowincjach Syczuan, Yunnan, Qingha i Gansu.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.