Tłumy na polskich cmentarzach, które zgodnie z katolickim kalendarzem liturgicznym, powinny się tam zjawić drugiego, a nie pierwszego listopada, to dowód, że na bardzo istotne kody wpływają znacząco niejednokrotnie rzeczy przypadkowe i na pozór pozbawione wielkiego znaczenia.
Spoglądając na tłumy Polaków, podążających dzisiaj, 1 listopada, z naręczami wieńców i zniczy na cmentarze, trudno się oprzeć refleksji na temat zmienności pewnych kodów (w tym również cywilizacyjnych i kulturowych), którymi się posługujemy organizując życie społeczności. Także nad tym, jak drugo i trzeciorzędne wydawałoby się czynniki, powodują ogromne zmiany w samych kodach, jak i w ich recepcji.
Kard. Gianfranco Ravasi, szefujący Papieskiej Radzie Kultury, pojawił się z Polsce ostatnio w związku z I Kongresem Biblijnym, zorganizowanym pod hasłem "Biblia kodem kulturowym Europy". Tematem Kongresu był wpływ Pisma Świętego na sztukę, literaturę, muzykę i film europejski. W czasie wieczornego spotkania, w którym uczestniczyłem, kard. Ravasi mówił o tym, że negacja chrześcijaństwa, która jest dzisiaj tak mocno obecna w dziełach artystów, jest równocześnie jego docenieniem. Opowiadał o swoim spotkaniu z jednym z bardzo antychrześcijańskich pisarzy, który w ostatnich latach otrzymał nagrodę Nobla. Kard. Ravasi zwrócił mu uwagę, że gdyby nie chrześcijaństwo, ten twórca nie napisałby ani linijki.
Myślę, że warto jednak pamiętać, iż ten mechanizm "doceniania" i "dowartościowywania" tego, z czym się walczy, działa nie tylko wobec chrześcijaństwa. Równie sprawnie funkcjonuje w przeciwną stronę. Kościół, angażując wielkie siły w zwalczanie czegoś, równocześnie daje znak, że to jest ważne i silne. Dotyczy to na przykład takich zjawisk, jak halloween, dotychczas kompletnie obcych kulturowo w Polsce. Mam jednak wrażenie, że w walce z nim Kościół katolicki w Polsce znalazł się trochę w sytuacji Kubusia Puchatka poszukującego Prosiaczka. "Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej tam Prosiaczka nie było" - brzmi kultowe zdanie. Podobnie im bardziej Kościół zwalcza halloween, tym bardziej będzie on wchodził na nasz teren. Między innymi dlatego, że wytacza się ciężkie działa, a jakoś nikt nie próbuje zastanowić się, dlaczego polscy nauczyciele w szkołach tak chętnie i niejednokrotnie z własnej inicjatywy organizują dzieciom oparte na tym kompletnie obcym przeszczepie zabawy. Nauczyciele, którzy wszak są w większości katolikami.
Potwierdzeniem myśli o "dowartościowywaniu" i dodawaniu znaczenia temu, co się bardzo intensywnie zwalcza, jest dla mnie opublikowana w minioną sobotę odpowiedź red. Katarzyny Wiśniewskiej na list wrocławskiego katechety, który przed kilku laty w czasie głośnej debaty szkolnej o obecności krzyża wręczał uczniom nie tylko poważne księgi, ale też misie i pistolety na wodę. A w opracowanym przez siebie dekalogu obrońcy krzyża zachęca do traktowania przeciwników także z poczuciem humoru. Właśnie w tym dziennikarka gazety widzi ogromne zagrożenie. W fakcie, że przeciwnicy obecności krzyża w przestrzeni publicznej nie zostaną z całą powagą dowartościowani i docenieni, a tym samym nie będą mogli, niczym we wschodnich sztukach walk, wykorzystać na swoją korzyść siły przeciwnika.
Tłumy na polskich cmentarzach, które zgodnie z katolickim kalendarzem liturgicznym, powinny się tam zjawić drugiego, a nie pierwszego listopada, to dowód, że na bardzo istotne kody wpływają znacząco niejednokrotnie rzeczy przypadkowe i na pozór pozbawione wielkiego znaczenia. Kościół w Polsce nie jest w stanie już zmienić skojarzenia uroczystości Wszystkich Świętych z obowiązkową wizytą na cmentarzu. Skojarzenia, które powstało z banalnego powodu, że dniem wolnym od pracy, wcale nie tak dawno temu, decyzją władzy okazał się pierwszy listopada, a nie drugi.
Zresztą coraz częściej nawet najważniejsze kody cywilizacyjne i kulturowe w ludzkiej świadomości niewiele się różnią od PIN-ów. A te, jak wiadomo, mają to do siebie, że łatwo uciekają z pamięci i niezbyt trudno zastąpić je nowymi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.